poniedziałek, 15 maja 2017

18. Be There


You've got me surrounded,
It feels like I'm drowning
and I don't want to come up for air.


Stres to pojęcia każdemu dobrze znane, ale jednak trudne do jednoznacznego określenia. Sama jego definicja nie jest jasna – można mówić o uczuciu, o bodźcu, o stanie, a w psychologii pojawia się nawet określenie „relacja adaptacyjna”. Zdawałoby się, że mnogość sposobów, w jakich każda osoba radzi sobie ze stresem, jest adekwatna do ilości określeń, które można było nadać temu pojęciu.
Dla mnie stres był obecnie delikatnym drżeniem dłoni, przygryzaniem warg i myślami panoszącymi się w głowie bez pozwolenia. Nie miałam się czym denerwować, ale wszystko zaczęło się od proroctw, które nieproszone wdarły się do mojego umysłu. Potem dołączyły do nich analizy i wyrzuty, jakby sama świadomość zbliżającej się oceny nie wystarczała. Od kilku minut kursowałam więc wzdłuż korytarza przed gabinetem Johannes, próbując uciszyć rozdygotane wnętrze. Gdy w końcu stwierdziłam, że nie uda mi się przekonać siebie samej do tego, że starałam się wystarczająco, a myśli o tym, iż rozdanie ról zależy głównie od punktów otrzymanych za ten test, nie znikną, uciekłam się do najbardziej prymitywnej metody – zaczęłam powtarzać wierszyk wyuczony w dzieciństwie przez babcię. Była to moja mantra i nawet jeśli życie wokół się waliło, kryzys zbliżał się nieubłaganymi krokami lub siedzący na krzesłach obok Irwin patrzył na mnie coraz bardziej jak na wariatkę, nie zamierzałam jej porzucać. Uspokajała mnie i pomagała wyprowadzić myśli na uporządkowany tor, a o to właśnie chodziło.
Z recytowania kilku linijek w kółko wyrwało mnie gwałtowne pociągnięcie za nadgarstek. Odbiwszy się od uda Ashtona, wylądowałam na białym krzesełku obok. Wydałam z siebie oburzone prychnięcie.
– To tylko rozmowa z Johannes, wiesz, Hood? To taka kobieta, z którą spędzasz znaczną część swojego czasu od kilku lat. Niecały metr siedemdziesiąt, okulary na nosie i serdeczna aura, choć przyznaję, również pełna respektu. Mówi ci to coś? – powiedział, nonszalancko pochylając się w moją stronę i zakładając ramię na oparcie mebla. Wydawał się rozbawiony.
– Oczywiście, że dla ciebie to tylko rozmowa.
Mój ton był wyniosły i ledwo powstrzymałam się od dodania na końcu „głąbie”. Bo jasne, wyzywałam nieraz Irwina, głównie w swoich myślach, ale teraz wydawało mi się to dziwnie... poufałe. Jakby razem z tym jednym, głupim słowem z moich ust miała wylecieć zmiana odczuć wobec jego osoby, której zaprzeczałam w ostatnich dniach.
Przypomniawszy sobie o tym, wyszarpnęłam dłoń z jego uścisku. Uniósł brwi w górę, ale nic nie powiedział.
Trzymałam uparcie wzrok w beżowej ścianie przed sobą, dopiero po chwili orientując się, że przestałam się już niepokoić wystawianą oceną. Pokręciłam głową, także to biorąc za zły znak. Dlaczego Irwin potrafił nagle nieproszony wprosić się do moich myśli i zająć je w pełni? Zachowując się jak dziecko, posłałam mu nieprzychylne spojrzenie, a gdy ten odpowiedział mi puszczeniem oczka, przypomniałam sobie, że to wszystko wcale nie było takie nagłe i nowe. Jego idiotyczne zachowanie od początku sprawiało, że musiałam martwić się tym, jakie kłopoty na mnie sprowadzi.
Jakiekolwiek dalsze rozmyślania przerwał trzask otwieranych drzwi. Z gabinetu Johannes wyszła Angelica z Davidem. Ich uśmiechy nie pasowały do ról, które mieli odgrywać – z tego, co pamiętałam, im w przydziale przypadła wzajemna nienawiść. Widocznie jednak spotkanie przebiegło zadziwiająco dobrze. Po chwili w progu stanęła także sama kobieta i zachęcającym gestem zaprosiła nas do środka. Podniosłam się z miejsca, aby po chwili usiąść w wygodniejszym fotelu przed biurkiem nauczycielki. Miejsce po mojej lewej zajął Irwin. Kobieta opadła naprzeciwko nas i przez kilka sekund po prostu patrzyła. Nie mogłam wyczytać za wiele z jej spojrzenia, dlatego ucieszyłam się, gdy chłopak przerwał milczenie, choć oczywiście zrobił to w nie najlepszy sposób.
– Jak podoba się pani nasz misterny teatrzyk? – zapytał, rozsiadając się wygodnie.
Ja sama odebrałabym jego pozę jako pozbawioną szacunku, lecz Johannes zdawała się nie widzieć w tym niczego złego.
– Bardzo, panie Irwin, bardzo – odparła prosto, patrząc na Ashtona.
Wyglądali, jakby prowadzili jakąś bezsłowną dyskusję i uderzyło we mnie to, że moja mentorka lubi Irwina. Może nie pokazywała sympatii otwarcie – nigdy tego nie robiła – ale widoczna między nimi była pewna nić porozumienia. Wydało mi się to okropnie niesprawiedliwe – on był dupkiem, który uwielbiał uprzykrzać ludziom życie, a ja jej oddaną uczennicą, która na szacunek pracowała dwa lata. Tymczasem siedzieliśmy w jej gabinecie i nie dość, że uwaga Johannes skoncentrowana była na chłopaku, to jeszcze pozwalała mu na o wiele więcej, niż zwykle mieściło się w jej normach dobrego wychowania. Tak jakby coś w nim widziała i czerpała przyjemność, mogąc wydobywać to na wierzch.
– Doceniam zaangażowanie was wszystkich – zwróciła się w końcu także do mnie. – Wielka Gra nabiera zdecydowanie ciekawszych kształtów, niż mogłam podejrzewać. Większość osób naprawdę wkłada w to serce i, o ile się nie mylę, należycie właśnie do tego grona.
Ciężko mi było słuchać o wkładaniu serca w mój wymyślony związek z Irwinem. Trud i owszem, czas oraz cierpliwość również, zapewne nawet zdrowie psychiczne, ale serce... brzmiało to zbyt uczuciowo. Brzmiało to tak, jakbyśmy angażowali w grę prawdziwie emocje.
Jeszcze ciężej było mi przyznać się, że gdzieś w mojej podświadomości tkwiło przekonanie, iż gra bez emocji nie ma sensu. Aktor może nadać postaci kształt, ale to uczucia ją wypełniają i sprawiają, że ożywa, stając się czymś namacalnym, zdolnym wyrywać z tłumu ich własne dusze i wsadzać je w sztuczne realia. A żeby to zrobić, trzeba czuć, trzeba dać się pochłonąć bijącemu w innym świecie sercu, trzeba się nim stać.
– Och, oczywiście, że należymy, prawda, kotku? – Irwin sięgnął po moją dłoń i splótł nasze palce razem, nie pozbywając się zaczepnej, rozbawionej nutki z głosu.
Przewróciłam oczami, ale zdecydowałam się odpowiedzieć.
– Robię, co w mojej mocy – zapewniłam, a po chwili dodałam dociekliwie: – Czy teraz też musimy grać?
Widziałam, że uśmiech miga w kącikach ust Johannes, ale ostatecznie kobieta pokręciła głową.
– Nie. Jesteśmy tu, żeby omówić wyniki waszej wczorajszej próby i w tej sytuacji możemy odstawić na bok udawanie. – Kiedy tylko to powiedziała, cofnęłam dłoń z powrotem na własne kolano. Od razu poczułam się lepiej. Okazywanie bezpośrednio przed nauczycielką czułości, nawet tych udawanych, było niezręczne. – Zacznę od krótkich wyjaśnień, dobrze?
Nastąpił potok słów, podczas których Irwin dwa razy szturchnął kolanem o to moje. Gdy posłałam mu zirytowane spojrzenie, przywołał na twarz zbolały wyraz, mający zapewne insynuować ból wywołany moim wcześniejszym zachowaniem. Nie poświęcając mu za wiele uwagi, wróciłam do wysłuchiwania Johannes. Blondyn mógł mieć gdzieś cały ten test, ale dla mnie oznaczał on wejściówkę do przygotowanego przedstawienia, a może i całej przyszłej kariery. Nie ma co ukrywać, iż liczyłam na kartę VIP.
– Ostatecznie otrzymaliście czterdzieści trzy punkty, co daje wyniki bardzo dobry. Nie będzie żadnego oficjalnego rankingu, ale wszystko to jest zapisywane o tu. – Kobieta postukała palcem w leżący na ciemnym biurku zeszyt.
Z mojej klatki piersiowej uleciało westchnienie ulgi, choć nie było ono pełne. Ocena wydawała się dobra, ale jak miałam to stwierdzić, nie mogąc porównać się do innych?
– A już myślałem, że dostanę moją pierwszą od lat szóstkę. – Irwin widocznie kpił sobie sam z siebie.
– Nikomu nie udało się uzyskać oceny celującej – powiedziała Johannes z uniesionymi brwiami, jakby zdając sobie sprawę z tego, że nie miała w planie tego mówić, ale niewiele sobie z tego robiąc.
Tym razem naprawdę wypełniła mnie radość i przez sekundę, dopóki się nie opamiętałam, nawet uśmiechałam się promiennie do Irwina. Bądź co bądź była to nasza wspólna praca i w życiu nie podejrzewałam, że pójdzie nam tak dobrze. Nadal uważałam za niesprawiedliwy fakt, iż oceny wystawiane są parze, a nie poszczególnym osobom, ale póki co nie miałam na co narzekać. Ostateczny ranking i tak będzie przypisany do członków grupy teatralnej i wydawało się, że mam szansę zająć w nim naprawdę wysokie miejsce.
Z wyobrażeń o mojej osobie w głównej roli wyrwał mnie głos Johannes.
– Z oficjalnych spraw to byłoby wszystko – oznajmiła. – Mam dla was jednak jeszcze niespodziankę. Te wakacje są dość wyjątkowe, prawda? Jak mówiłam, wasza praca przerasta moje najśmielsze wyobrażenia, ale ufam, że stworzyłam okazję nie tylko do podszlifowania umiejętności aktorskich, ale też zmiany spojrzenia na pewne tematy i nawiązania nowych relacji. Mam szczerą nadzieję, że będziecie dobrze wspominać te kilka tygodni. – Nauczycielka patrzyła na nas uważnie, a ja starałam się, by nie zauważyła mojej rzednącej miny. Jakie wspomnienia właśnie tworzyłam? Bałam się odpowiedzi na to pytanie. – Z tego powodu chętnie skorzystałam ze specjalnej oferty wesołego miasteczka.
Z cichym pyknięciem Johannes otworzyła szufladę ze swojej prawej strony i starannie wypielęgnowanymi dłońmi położyła coś przed nami. Pochyliłam się do przodu, żeby przyjrzeć się dwóm kartkom... nie, zdjęciom. Z każdego spoglądała na mnie ta sama scena. Papier lekko się błyszczał, przez co kolorowe otoczenie utrwalone na fotografii zdawało się jeszcze bardziej magiczne. Gdzieś w tle unosiły się balony, a groteskowy drogowskaz wskazywał drogę do domu strachów. W centrum znajdowała się migocząca, złota karuzela, której część zasłanialiśmy... my. Irwin opierał łokieć na moim ramieniu, a ja patrzyłam na niego z mieszanką irytacji i rozbawienia. Wyglądaliśmy uroczo i... prawdziwie.
– Nie wiedziałam, że byliśmy fotografowani – zauważyłam głosem bez wyrazu, zapadając się z powrotem w beżowy fotel.
Ashton dopiero teraz spojrzał na zdjęcia. Nie poświęcił im więcej niż dwóch sekund uwagi, po czym znów usiadł w swojej w pełni wyluzowanej pozie.
– No tak, zdjęcia z zaskoczenia chyba nie są twoją mocną stroną. – Uśmiechnął się zawadiacko.
Przypomniałam sobie, dlaczego tak nienawidzę siedzącego tuż obok blondyna i spiorunowałam go wzrokiem, ale zanim zdążyłam otworzyć usta, wtrąciła się Johannes.
– Takie komentarze są zbędne – oznajmiła ostro i łagodniejszym już tonem przeszła do wyjaśnień: – Robiliśmy zdjęcia każdej parze, bo uznałam, że może to być ciekawa pamiątka. Dlatego zachęcam wszystkich do wzięcia sobie po jednej sztuce, ale równie dobrze możemy je teraz wrzucić do kosza. To wasza decyzja.
– Popieram drugą opcję – ogłosiłam od razu, zaplatając ręce na piersi.
Zdecydowanie nie podobały mi się te fotografie, poza tym zachowywanie pamiątek związanych z Irwinem w żadnym wypadku nie znajdowało się na liście moich pragnień. Zwłaszcza jeśli miały to być tak zakłamane wspomnienia.
Spodziewałam się kolejnych komentarzy ze strony chłopaka, tymczasem jedynie Johannes zapytała, czy jestem pewna swojej decyzji.
– W takim razie to wszystko na dzisiaj – oznajmiła po moim przytaknięciu. – Mam nadzieję, że nadal będzie wam tak dobrze szło. Amy, możesz wyjść, a ciebie, Ashtonie, prosiłabym o zostanie jeszcze na chwilę.
Przez chwilę w moich myślach królowało zaciekawienie, ale gdy jeszcze raz spojrzałam na zdjęcia i blondyna, poczułam, że wyjście stąd jest najlepszą opcją.
Wolno wstałam i, kiwnąwszy głową przed nauczycielką, opuściłam gabinet.


~.♦ .~.♦ .~


Wpatrywałam się w sufit, na którym, słowo daję, zacieki układały się w kształt pandy z poważną chorobą genetyczną. Niemal słyszałam śmiech Emily oraz Lory, który na pewno rozbrzmiewałby w pustym pokoju, stanowiąc miły kontrast dla żmudnego szumu deszczu obijającego się o szybę, ale nie miałam tego szczęścia. Utknęłam w naszym domku na cały wieczór i umierałam z nudy. Jedynym moim zajęciem było wybijanie irytującego rytmu na obudowie laptopa, który wgniatał się w moją klatkę piersiową. Urządzenie było oczywiście bezużyteczne z powodu braku zasięgu i zera zapisanych na nim filmów. Wiedziałam jednak, że mogę to szybko zmienić i coraz bardziej kusiła mnie ta opcja.
Z jęknięciem podniosłam się do pozycji siedzącej, myśląc o tym, że w mojej diecie widocznie brakuje owocowych galaretek i słodkich kisielów, gdyż kości strzelały mi przy każdym ruchu. Drugi raz dzisiejszego dnia do mojej głowy wpadła myśl o babci. Twardo postanowiłam, że po powrocie do domu postaram się przywrócić tradycję, którą ustanowiłyśmy gdzieś w czwartej klasie podstawówki, kiedy to ojciec pracował jeszcze w drugiej części miasta, a Aaron próbował robić coś ze swoim życiem i uczęszczał na dodatkowe zajęcia. Mój dom świecił pustkami, więc pierwszym przystankiem na drodze ze szkoły stał się stół babci Anastasi, przy którym spożywałam niezobowiązujące, ale, jak się okazuje, niezbędne w mojej diecie podwieczorki.
Chwyciłam laptopa i z niespodziewaną determinacją opuściłam pokój. Nuda robiła z człowiekiem dziwne rzeczy.
Tradycyjnie zapukałam do drzwi Irwina, a on tradycyjnie odkrzyknął „proszę”, jednak przechodząc przez próg, byłam gotowa na wszystko. Tym razem okazało się to niepotrzebne. Kiedy spojrzałam na chłopaka, właśnie chował plik papierów do szuflady w komodzie stojącej obok łóżka. Widać było, że jego wieczór też nie opływa we wrażenia – leżał rozwalony tak, że jego nogi znajdowały się na ziemi, a głowa opierała o ścianę w sposób wymagający od karku niebotycznych poświęceń.
– Amelio Hood, czyżbyś przybyła uratować mnie od beznadziejnego marazmu samotnej nocy?
Przewróciłam oczami, w myślach nakazując sobie uprzejmość.
„Czy miałbyś coś przeciwko...” – sformułowałam zdanie w głowie, by następnie parsknąć śmiechem na samą siebie.
– Zostawię tu laptopa, żeby film pobierał się na pełnym zasięgu, okej?
Prosto i bez zbędnych komentarzy – tak planowałam załatwić cokolwiek z Ashtonem Irwinem.
Coś błysnęło w oczach chłopaka i podniósł się do góry.
– Naprawdę przychodzisz z nadzieją – oznajmił z widocznym zadowoleniem. – Jaki film?
– Laptop będzie stał tutaj – wskazałam ręką na krzesło – a ty możesz zostać tam. Nie musisz wiedzieć, co to za film.
– Daj spokój, Hood. Jak masz coś oglądać, to po prostu oglądnijmy to razem.
– Niby dlaczego mielibyśmy to robić? – Nie ukrywałam sceptycyzmu.
Blondyn płynnym ruchem wstał, po czym znalazł się przede mną. Zanim zrozumiałam, co ma zamiar zrobić, wyjął laptopa z moich rąk i od razu wrócił na łóżko.
– Bo jesteśmy dobrymi współlokatorami – zadeklamował. Spojrzał na mnie z uśmiechem i poklepał miejsce obok siebie. – No dalej, Amy, siadaj.
Moje wahanie trwało dwie sekundy. Po tym czasie, nie szczędząc wywracania oczami i jęków zrezygnowania, dowlokłam się do mebla. Opadłam na miękką pościel w stosownej odległości od Ashtona.
– Mogę? – Kiwnął głową na urządzenie i, otrzymawszy zgodę, wybudził laptopa ze stanu uśpienia. Nie zwlekając, uruchomił przeglądarkę. Jego opalone palce biegały po klawiaturze z prędkością światła. – Jest taki film, który chciałem zobaczyć. Powinien już być w Internecie… tak, to ten – powiedział usatysfakcjonowany, po czym odwrócił ekran bardziej w moją stronę. – Może być?
Nie, nie może. W moich planach na wieczór nie mieścił się seans z Irwinem ani wybieranie przez niego repertuaru. Nie miałam siedzieć na jego łóżku, w jego pokoju ani przesuwać się w jego stronę, żeby móc dobrze widzieć laptop leżący na jego kolanach.
Nic nie powinno takie być, ale właśnie było. Wszystko to sprawiało, że miałam ochotę mruknąć w odpowiedzi „cokolwiek” i zapaść się głębiej w pościeli, ale nie mogłam.
– Horror? – Uniosłam więc brwi w górę.
– Najlepszy od czasów „Obecności” – zapewnił chłopak.
Uniosłam się na łokciach.
– Chyba nie planujesz wystraszyć niewinnej dziewczyny na śmierć i sprawić, by wpadła w twoje ramiona?
– O ile nie planujesz odstawić szopki z piszczeniem i wpadaniem w moje ramiona, to nie – odpowiedział prowokacyjnie. – Poza tym, Hood, ty i niewinność?
– Dokładnie to, ja i niewinność, zawsze obok siebie, naprzeciw złu i dupkom tego świata – wygłosiłam patetycznie, robiąc wyraźne odstępy pomiędzy częściami zdania.
Irwin się roześmiał. Odłożył laptopa i wstał, żeby zgasić światło. Po chwili z powrotem usiadł obok mnie, już w kompletnych ciemnościach, zakłócanych jedynie migającym światłem emitowanym przez ekran.
– Pamiętaj w takim razie, że ramiona tego dupka są zawsze dla ciebie otwarte – wyszeptał.
Kopnęłam go w kostkę. Naprawdę mocno; tak, że znów poczułam się jak totalny dzieciak. Tego uczucia chciałam unikać i to dlatego zgodziłam się na wspólny seans – żeby nie wychodzić na upartą dziewczynkę. Bo w końcu w oglądaniu razem filmu nie było nic złego, ale ja chciałam utrzymać moje relacje z Irwinem na możliwie najchłodniejszym poziomie, a z tym kłóciło się spędzanie razem czasu wolnego. Nie byłam też trzynastolatką myślącą, że siedzenie na łóżku z chłopakiem jest najbardziej podniecającym doświadczeniem w życiu, a mimo tego, w jakiś sposób, czułam się niezręcznie, gdy leżeliśmy tak blisko siebie.
Przez pierwsze minuty filmu, kiedy, jak to na horrorze bywa, z laptopa nie wydobywały się praktycznie żadne dźwięki ani światło, w pokoju słychać było głównie nasze oddechy. Próbowałam nie skupiać się ani na nich, ani na intensywnym zapachu wody kolońskiej, jednak udało mi się to dopiero wtedy, gdy akcja odrobinę się zagęściła. I faktycznie, zgodnie ze słowami Ashtona, film zapowiadał się na naprawdę dobry horror, co z jednej strony było świetne, a z drugiej okropne. Nie zamierzałam przecież piszczeć przed Irwinem, a nawet nie miałam za czym schować twarzy, kiedy kolejne upiorne postacie wyskakiwały przed kamerę w momentach przyprawiających o zawał serca. Rzucałam więc co jakiś czas komentarze w stylu „fuj” czy „ała”, podczas gdy reżyserzy prezentowali nam naprawdę makabryczne sceny, ale chłopak nie dawał się wciągnąć w rozmowę, która mogłaby odwrócić moją uwagę.
– Zimno mi – powiedziałam w końcu, co skłoniło blondyna do reakcji.
– Leżysz na kołdrze – zauważył, po czym rzucił mi przelotne spojrzenie. – Ale jeśli uważasz, że efektywniejsze będzie przytulenie się, to śmiało.
– Przestań śnić – burknęłam, natychmiastowo sięgając po leżący po mojej wolnej, lewej stronie róg nakrycia. – W przeciwieństwie do ciebie, jestem w pidżamie – dodałam na swoje usprawiedliwienie, przykrywszy się pod samą brodę.
Leżałam obecnie na boku, co średnio podobało się mojej podpierającej głowę ręce, ale przynajmniej czułam się bezpieczna, bo pod przykryciem zmieściły się też moje zgięte nogi. Tak było mi łatwiej dotrwać do końca filmu, który zostawił mnie z szybko bijącym sercem i zaciśniętymi oczami.
Kiedy na ekranie pojawiły się napisy, a następnie obraz zastygł, przez dłuższą chwilę nic nie mówiliśmy. Nasze oddechy tym razem wywierały jeszcze gorsze wrażenie – jedyne odgłosy w ciszy utkanej z zastygłego strachu, unoszące się pomiędzy mrokiem ukrywającym odbicia demonów, tych własnych jak i zobaczonych na produkcji. Właśnie wtedy, gdy lęk po horrorze jest jeszcze bardziej odczuwalny niż w czasie jego trwania, Irwin westchnął i zaczął podnosić się na nogi. Wiedziałam, że jeśli wstanie i podziękuje mi za seans w jakikolwiek możliwy u niego sposób, ja będę musiała zrobić to samo, a wychodzenie z bezpiecznego kokonu było na ostatnim miejscu moich pragnień.
– Wiesz, że nie ma szans, żebym teraz tak po prostu wróciła do siebie? – powiedziałam twardo.
– Nie?
Zatrzymał się w połowie drogi i odwrócił w moją stronę. Jego kolano dotykało mojego uda.
– Nie – odparłam, po czym w mojej głowie pojawił się pomysł. – Ty wybrałeś horror, więc ja wybiorę komedię.
Światło wycinało na twarzy chłopaka paradę złożoną z głębokich cieni oraz upiornej, niebieskiej poświaty, która skupiła się wokół uniesionej brwi.
– Boisz się, Hood? – zapytał z kpiącą nutą w głosie.
– Tak, Irwin – zaakcentowałam jego nazwisko – to był cholerny horror, więc się boję. A teraz oddaj mi tego laptopa i posadź swój tyłek.
Przez kilka sekund mierzył mnie wzrokiem. Wyglądał, jakby coś analizował. W końcu doszedł do wniosków, które widocznie go zadowoliły. Nie wiedziałam, jakie były – czy była to satysfakcja równa wygraniu zakładu wiążącego się z bieganiem nago po ulicy, czy radość wywołana przekonaniem o słuszności swoich podejrzeń. Liczyło się tylko to, że usiadł obok mnie – tym razem wzdłuż łóżka, a nie w jego poprzek – a ja mogłam czuć obok siebie uspokajające uderzenia serca zdające się pulsować w rytm kropel opadających na ciemne okna. Nie miałam zbyt wiele czasu na podjęcie decyzji, więc włączyłam pierwszy film, jaki wpadł mi do głowy.
Nie dostrzegłam chwili, w której wichura na zewnątrz zamilkła, a moje powieki obsypał piasek złożony z napięcia mięśni i zderzeń myśli zgromadzonych w ciągu całego dnia. Nie rozpoznałam momentu, kiedy w pokoju oświetlonym sztucznym światłem poczułam się na tyle bezpiecznie, by zasnąć na ramieniu Ashtona.


~.♦ .~.♦ .~



Znów nic mi się nie podoba, a co tam u Was? :)))