poniedziałek, 4 stycznia 2016

8. Snap Out of It

Forever isn't for everyone
Is forever for you?
It sounds like settling down or giving up
But it don't sound much like you girl


Świat zdawał się uczynić wyjątek i zatrzymać na te kilka nocnych chwil. Wszystko stanęło w miejscu – nie mogłam zarejestrować żadnego dźwięku czy ruchu. Moment jednak minął, przerwany przez poruszenie się postaci na werandzie. Irwin musiał nas zauważyć i unoszące się przy jego głowie światło żarzącego się papierosa zgasło. Nie mogłam dostrzec wyrazu twarzy chłopaka, ale wiedziałam, w którą stronę spogląda. Z pewnością był ciekawy mojej reakcji, tylko że ja sama nie wiedziałam, co mam zrobić.
Wspólny z Ashtonem domek zdecydowanie nie mieścił się w moich wyobrażeniach o tych wakacjach. Wszystko we mnie burzyło się przed tą ewentualnością, ale nie byłam głucha na racjonalne słowa Johannes. Faktycznie, tak naprawdę nie było to nic szczególnego. Gdybyśmy mieszkali w ośrodku i mój pokój znajdowałby się obok pokoju Irwina, nie miałabym żadnego powodu do zgłaszania zastrzeżeń. Na pewno nie byłabym zadowolona, ale nie zawsze wszystko jest po naszej myśli i trzeba się z tym pogodzić. Wtedy dziecinne protesty nie wchodziłyby w grę, ale teraz... Co mi szkodziło spróbować?
– Nie wiedziałam, że koedukacyjne mieszkania są dopuszczalne – powiedziałam zdawkowo.
Pani Maria serdecznie się uśmiechnęła.
– Co do waszej dwójki nie mam wątpliwości w tej kwestii – odparła wesołym tonem. – Poza tym, obie wiemy, że wspólny domek to nie to samo co wspólny pokój.
Przyjęłam te słowa ze spokojem. Nie liczyłam na inne rezultaty, a Johannes widocznie spodziewała się takich pytań. Żadne inne racjonalne argumenty nie pojawiły mi się w głowie – uzasadnienie w stylu „nie lubię go" nie wypadało zbyt dobrze nawet w moich myślach. Ponadto z tego faktu nauczycielka zdawała sobie doskonale sprawę. Stawiając mnie w takim położeniu, nie mogła mieć innych opcji – byłam pewna, że starała się zadowolić każdego na miarę swoich możliwości. Jeszcze raz jednak postanowiłam poszukać szczęścia i zadać pytanie, mimo że odpowiedź była mi znana.
– Naprawdę nie ma żadnej alternatywy?
– Cóż, zawsze możemy przenieść Ashtona do mojego apartamentu, a my zajmiemy ten domek...
Pani Maria pozwoliła tym słowom wybrzmieć, a potem, kiedy pokręciłam przecząco głową, posłała mi pokrzepiający uśmiech. Takie bezpośrednie angażowanie nauczycielki nie wchodziło w grę – robiło mi się głupio na samą myśl o wyrzucaniu jej z własnego mieszkania w imię szczeniackich zatargów. W dodatku, mieszkanie z Irwinem najprawdopodobniej było opcją pełną niepewności, wrogości oraz jego wydumanego ego, ale mieszkanie z opiekunką to beznadziejny wybór z wielu innych, bardziej znaczących względów.
Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam w stronę domku. Chłopak nadal stał na werandzie, opierając się dwiema dłońmi o barierkę. Jeszcze raz odwróciłam się do kobiety, a ta głową wskazała mi małą drużkę prowadzącą na schodki. Przewróciłam oczami i posłałam jej uśmiech, po czym ruszyłam do przodu.
– Śniadanie mamy o ósmej! – zawołała za mną i kątem oka zobaczyłam, jak idzie w stronę głównego budynku.
Starałam się jak najbardziej opóźnić moment konfrontacji z Irwinem, ale byłam już tuż przy drewnianych schodkach i nie widziałam żadnego sposobu, by oddalić w czasie to spotkanie. Duży problem stanowił fakt, że nie miałam pojęcia, jak się zachować. Wiadomość o tożsamości mojego współlokatora dotarła do mnie dopiero przed chwilą i mój mózg jeszcze nie poradził sobie z ta informacją. Może i byłam nawet w lekkim szoku. W mojej głowie widniało dokładnie zero pomysłów, zarówno odnośnie do najbliższej przyszłości, jak i dalszej. Na pewno były one ze sobą związane. Może właśnie ta chwila – nasza pierwsza od przyjazdu rozmowa – zdeterminuje następne wypadki. Jeśli teraz skoczymy sobie do gardeł, trudno liczyć na przeżycie obozu w atmosferze innej niż wzajemnej nienawiści. Obojętność nie byłaby zła, zdawałam sobie z tego sprawę, ale czy Ashton był osobą, która zgodzi się na ignorowanie? Czy ja byłam w stanie beznamiętnie przejść obok wszystkich jego cynicznych tekstów i dziecinnych zachowań?
Idąc dalej, zakopanie broni w naszym wypadku wydawało się co najmniej nierealne.
Wiedziałam jedno – jeśli za chwilę miał nastąpić moment, w którym zadecyduję o pomyślności całego obozu, to zdecydowanie nie byłam na to gotowa.
Tymczasem postawiłam stopę na pierwszym stopniu, a potem na czterech kolejnych. Stałam w miejscu przez sekundę, aż mój umysł przeszyła jasna błyskawica i podjęłam decyzję. Mogłam przejść obok i chociaż dzisiaj postarać się ignorować Irwina. Wiem, było to unikanie problemu, ale o pierwszej w nocy, po całym tym dniu, wydawało się uzasadnionym wyborem.
Od drzwi dzieliły mnie trzy kroki. Drewno skrzypiało, gdy przemierzałam tę odległość. Wiedziałam, że Irwin stoi obok i mnie obserwuje. Mimo twardego zamiaru lekceważenie chłopaka, jakby wbrew woli odwróciłam głowę w jego stronę i nasze spojrzenia się spotkały. W słabym świetle dostrzegłam jedynie zarys jego twarzy, więc nie mogłam z niej nic odczytać.
Besztając się w myślach za to, że w ogóle mnie to interesuje, przerzuciłam wzrok na drzwi i natychmiast je otworzyłam. Po sekundzie znalazłam się w środku, a ciężkie drewno zatrzasnęło się za mną. Spowiła mnie ciemność znacznie gęstsza od tej na zewnątrz. Tu nie dochodziło światło księżyca ani pobliskich latarni. Nie dopatrzyłam się żadnego okna, jedynie po prawej stronie jakieś szkło lekko mieniło się, jakby wyłapując ostatnie skrawki światła. Wzięłam głęboki oddech i wytknęłam sobie w myślach własną reakcję. Moje dłonie były zbyt zimne, za to na policzki wkradł się lekki rumieniec. Powinnam mieć w głębokim poważaniu całą osobę Irwina, ale tak nie było. Przejmowałam się... sama nie wiem czym. Tym, co o mnie pomyśli, a może tylko tym, co w związku z tym zrobi? Niewykluczone, że moje ciało po prostu wykształciło odruch warunkowy i przygotowywało się na atak zawsze, gdy czułam się choć odrobinę niepewna, a on znajdował się w pobliżu. Na pewno trzeba było z tym skończyć. Postanowiłam zacząć od razu i nawet w głowie nie poruszać już tego tematu.
Jeszcze raz rozglądnęłam się wokół. Mój wzrok nieco się przyzwyczaił do niezbyt dobrych warunków i mogłam dostrzec kontury sofy stojącej przy przeciwległej ścianie. Właśnie zamierzałam poszukać włącznika światła, gdy usłyszałam zgrzyt otwieranych drzwi. Nie zdążyłam zrobić nawet kroku, gdy uderzyło we mnie ciepłe ciało. Zachwiałam się, pochylając do przodu, ale jednocześnie poczułam ręce obejmujące mnie i przyciskające łokcie do tułowia. Mój zduszony krzyk zlał się z wiązanką przekleństw wylatujących z ust chłopaka.
Chwila zaskoczenia minęła. Gdy tylko poczułam, że stoję stabilnie, znikły otaczające mnie ramiona.
– Wszystko w porządku? – Dobiegł do mnie aksamitny głos.
– Jest okej. – Wzruszyłam ramionami.
Poprawiwszy plecak na ramieniu, odwróciłam się do nowego współlokatora.
– To czemu, do cholery, stoisz tu w takich ciemnościach?
Po usłyszeniu irytacji w głosie Irwina wykrzywiłam wargi.
– Właśnie miałam...
Przerwał mi niespodziewany błysk jasnego światła. Zmrużyłam oczy i odruchowo przysłoniłam je dłonią. Dokładnie nade mną znajdował się drewniany żyrandol, który rzucał teraz światło na ściany i panele wykonane z tej samej nawierzchni. Tuż przy moich stopach leżał czerwony dywan w złote wzory, który z pewnością nie pomagał mi wcześniej w utrzymaniu równowagi. Podniosłam wzrok. Irwin trzymał dłoń na białym włączniku światła.
– Lecieć do Johannes i poinformować ja, że napastuję cię już po 5 minutach? – Dokończył moją wypowiedź w specyficznym dla siebie, nonszalanckim stylu.
– Tego byś raczej nie chciał, prawda? – zauważyłam, uśmiechając się słodko.
Omijając spojrzeniem jego osobę, która teraz odpowiedziała mi krzywym uśmiechem, zlustrowałam otoczenie. Po lewej stronie widziałam drzwi, przed którymi stała należąca do mnie czarna walizka. Nad nimi wisiała jasna tabliczka ze starannie wyrytymi literami. Zmrużyłam oczy, ale napis pozostał nieczytelny. Miałam przejść do dalszych oględzin, ale moją uwagę odciągnął beztroski głos Irwina.
– Skarbie, to byłoby zbyt szybkie tempo nawet jak dla mnie.
Rozdrażniona spojrzałam na blondyna, a ten puścił mi oczko.
– Dobrze wiesz, że nie to mi chodziło.
Ledwie pozwalając mi dokończyć zdanie, chłopak perliście się zaśmiał. Kolejny raz dzisiejszego wieczoru. Pokręciłam głową, będąc jednocześnie zirytowana, ale i zdziwiona pozytywnym nastawieniem blondyna. Jego uśmiech wydawał się szczery i niewymuszony – pozbawiony zwyczajnej złośliwości. A przynajmniej ja go takim pierwszy raz odebrałam. Błyszczące ogniki w oczach tylko potęgowały wrażenie naturalności. Może i nie podzielałam jego poczucia humoru, jako że śmiał się głównie ze mnie, ale musiałam mu jedno oddać – do twarzy mu było z tymi rozciągniętymi w uśmiechu ustami, odchyloną do tyłu głową i światłem błyszczącym w rozwichrzonych włosach. Chyba chodziło o to, że był po prostu sobą – wciąż tym irytującym i złośliwym Ashtonem wiem-wszystko Irwinem, ale jednak sobą.
Mimo tego zdecydowanie nie podobał mi się jego stosunek do mnie, więc, zaplótłszy ręce na piersi, zrobiłam krok w jego stronę. Czułam się absurdalnie i pewnie tak wyglądałam. Zagryzłam jednak wargi i podeszłam bliżej. Ashton zamarł z uprzejmym wyrazem twarzy, jakby oczekując na to, co mam do powiedzenia – rzecz u niego dość niezwykła.
– Posłuchaj, Irwin. Nie zaczynaj ze mną rozmowy, jeśli nie znasz podstawowych zasad jej prowadzenia. – Jego jedyną reakcją było lekkie zmarszczenie brwi. To sprawiło, że poczułam się jeszcze dziwniej, prowadząc tę rozmowę. – Chodzi mi o to całe przerywanie, wiesz? – Przewróciłam oczami, decydując się nie dać po sobie poznać zmieszania.
Chłopak postarał się wyglądać na zaskoczonego.
– Och, w porządku. – Uniósł ręce w geście poddania się.
Popatrzyłam na niego ze zwątpieniem, ale ten już mnie wyminął i wolnym krokiem przemierzał pomieszczenie. Nie usłyszawszy żadnego komentarza, mimowolnie się odprężyłam.
– Musisz być zmęczona – rzucił luźno blondyn, jakby całej wcześniejszej wymiany zdań nie było. Jakbyśmy byli w stosunku do siebie uprzejmymi nieznajomymi. – Mój pokój jest tu, a łazienka tam – powiedział, wskazując dłonią kolejne drzwi znajdujące się przy jednej ścianie. – Radzę uważać na prysznic, lubi zaskakiwać zimną wodą.
Przez sekundę obserwowałam, jak chłopak zaplata ręce na karku i krzywi się na nieprzyjemne wspomnienie, po czym wycofałam się pod mój pokój.
– Jasne, dzięki – odparłam sucho.
Odwróciłam się i, chwyciwszy walizkę, weszłam do pokoju. Poczułam się nieswojo, odchodząc bez zwyczajowego pożegnania, które w bardziej normalnej sytuacji skierowałabym do nowego współlokatora. Irwin widocznie pomyślał o tym samym, gdyż tuż przed zamknięciem drzwi dobiegło do mnie stłumione "Dobranoc, Amy".

~..~..~

Niechętnie otworzyłam sklejone snem powieki. Promienie słoneczne wpadające zza koronkowych zasłon tworzyły na suficie świetliste refleksy. Z pomrukiem niezadowolenia odwróciłam od nich wzrok i przewróciłam się na prawy bok. Wtulając twarz w poduszkę ozdobioną siecią niebieskich kwiatów, rozbudziłam się na tyle, by w końcu móc świadomie dokonać oględzin pokoju.
Na prostym krześle stojącym tuż obok łóżka znajdował się mój telefon, który właśnie pokazywał godzinę 7.00. Idąc w stronę drzwi, zauważyłam mały stolik. Pod meblem leżała moja walizka, obecnie otworzona i z ubraniami spadającymi na podłogę wokół – wczoraj byłam tak zmęczona, że dałam radę jedynie wygrzebać z niej kosmetyczkę i pidżamę. Rychłe zniknięcie bagażu z dywanu obiecywała dość pokaźna, drewniana szafa. Podniósłszy się na łokcie, zlustrowałam także ściany. Były w żółtym kolorze – nic oryginalnego, ale efekt okazał się przyjemny dla oka. Obrazy wiszące nad drzwiami i łóżkiem oraz ciepłe promienie słońca tylko potęgowały wrażenie przytulności.
Przeciągnęłam się i podniosłam na nogi. Ospałymi ruchami wyciągnęłam z walizki wszystkie niezbędne przedmioty. Łudziłam się, że odświeżający prysznic sprawi, iż przestanę się czuć jak zombie.
Stanęłam przed drzwiami i wzięłam głęboki wdech. Czułam się jak żołnierz zmierzający na pole bitwy. Po drugiej stronie drewnianej powłoki niewątpliwie czekał na mnie Irwin. Myśl, że będzie on pierwszą osobą, którą będę widzieć każdego ranka, opuściła mnie na kilka godzin błogiego snu, ale ostatecznie wróciła i wywoływała cyniczny uśmiech na mojej twarzy.
"Zaczynamy zabawę" – pomyślałam, wychodząc do przedpokoju.
Naprawdę nie wiem, czego się spodziewałam. Irwina bombardującego mnie porcją porannych złośliwości czy może tańczącego taniec hula w samych bokserkach w otoczeniu wzdychających dziewcząt? Moje chwilowe zaskoczenie spokojem panującym w pomieszczeniu wskazywałoby raczej drugą opcję. Pokój był pusty, a zza drzwi łazienki dochodził jednostajny szum prysznica. Zawahałam się, ale podeszłam bliżej i zapukałam. Cichy dźwięk nie zdołał przebić się przez nieustający szmer wody. Ponowiłam czynność bardziej natarczywie, gdyż doszłam do wniosku, że lekkie ponaglenie Irwina nie przekracza granic dobrego wychowania. Usłyszałam metaliczny odgłos zakręcania kranu i za drzwiami nastała cisza.
– Tak? – Dobiegł do mnie zachrypnięty głos chłopaka.
– Też chcę wziąć prysznic.
Nie przemyślałam zbytnio, co chcę powiedzieć, więc rzuciłam pierwsze, co mi przyszło do głowy. Nie zabrzmiało to zbyt dyplomatycznie i przestąpiłam z nogi na nogę, gdyż odpowiedziało mi milczenie. Uśmiechnęłam się gorzko na ten szybki koniec naszej wczorajszej uprzejmości. Dotarło do mnie, że chyba nawet przez chwilę wierzyłam, iż mógłby to być trwały stan. Uniosłam rękę, żeby ponownie załopotać w drzwi, a te nagle się otworzyły.
– I co, liczysz na zaproszenie?
Odskoczyłam do tyłu, gdy półnagi Ashton oparł się o framugę. Moja dłoń odruchowo powędrowała do oczu, zasłaniając je przed widokiem odsłoniętej klatki piersiowej chłopaka, na której wciąż było widać krople wody. Po sekundzie nawrzeszczałam na siebie w myślach za tą dziecinną reakcję i zmusiłam rękę do odpadnięcia. Blondyn – na marginesie, mokre włosy wydawały się teraz znacznie ciemniejsze – stał przede mną jedynie w ręczniku zawiązanym na biodrach i ze swawolnym uśmiechem na twarzy.
– Boże, Irwin, idioto – fuknęłam. – Chyba musimy omówić Kodeks Zachowań Współlokatorów.
– Istnieje taki? – Chłopak zmarszczył brwi, cudem utrzymując łobuzerski wyraz twarzy.
– Nie dziwi mnie twoja nieświadomość. – Przewróciłam teatralnie oczami, maskując zmieszanie. – A teraz przepraszam, idę wziąć prysznic.
– Jasne – odparł, przesunąwszy się na bok. Wsunęłam się do łazienki i chwyciłam za klamkę. – Urocza pidżamka, Hood – dodał, zanim zdążyłam zamknąć drzwi.
Posłałam mu przez ramię mordercze spojrzenie, po czym z ulgą odgrodziłam się od niego bezpieczną warstwą drewna. Wiedziałam, że moja pidżama była urocza. To dlatego ją kupiłam! Nie przewidziałam tylko, że wyląduję w pokoju z kretynem, który najwidoczniej woli naśmiewać się z kochanych pand niż okazywać im należną miłość.

~..~..~


Takiej długiej przerwy jeszcze nie było – widać, że skończyły się moje zapasy rozdziałów. Postaram się jednak trochę to nadrobić podczas nadchodzących ferii.
Prośby o komentarze nigdy się nie spełniają, więc pozostaje mi tylko życzyć wszystkim Czytelnikom szczęśliwego Nowego Roku! Spełniajcie w nim swoje marzenia, dużo się uśmiechajcie i niech na Waszej drodze zagości wiele wspaniałych fanfików! xx

6 komentarzy:

  1. Nie martw się przerwą! Wszyscy poczekaliby nawet 100 lat! Zostaw sobie ferie wolne! Ten dialog między Amy i Ashtonem: boski! Pozdrawiam.
    http://zyciejestjakpieknysen.blogspot.com/
    PS u mnie next

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za te kochane słowa - stu lat wam czekać nie każę, ale kilka dni i owszem, za co z góry przepraszam. Rozdział się już intensywnie tworzy ツ

      Usuń
  2. Hej!
    Cóż, jednak nie było innego wyjścia i Amy zamieszkała w jednym domku z Ashtonem i już na początku doszło między nimi do bliskiego spotkania ;-)
    Od początku mam wrażenie, że Irwin tylko gra takiego cwaniaka i, rzucając te wszystkie złośliwości, tylko się maskuje. Tak naprawdę jest inny. W tym rozdziale to wrażenie jeszcze się spotęgowało. Wyglądało to tak, jakby chłopak na chwilę pokazał swoją prawdziwą twarz i mogliśmy się przekonać, że potrafi być uprzejmy :)
    Haha, ich relacje jako współlokatorów są świetne ;-)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, Ash może i umie być uprzejmy, ale cwaniakiem i tak pozostanie ;D Choć oczywiście nie do końca takim, jakim wydaje się początkowo.
      W takim razie liczę, że następne rozdziały Ci się spodobają i dziękuję za komentarz! Xx

      Usuń
  3. Hej ho! Witam po... jakichś kilku miesiącach (?). Czytałam to opowiadanie na samym początku, ale potem miałam okres kiedy w ogóle przestałam cokolwiek czytać i tak jakoś wyszło... Ale teraz jestem! Nadrobiłam wszystkie rozdziały i bardzo się z tego cieszę :D Historia jest miła i przyjemna, fajnie się rozkręca, niby przewidywalnie, ale nie bardzo banalnie. Ashton irytował mnie od samego początku, ale znając życie pewnie ma też swoją dobrą stronę i wprost nie mogę się doczekać, aż ją pokaże :D
    Mam zamiar wpadać tu regularnie, tak więc czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje serduszko naprawdę cieszy się z Twojego powrotu ♥
      Ta historia właśnie ma to do siebie, że nie szaleje z oryginalnością, ale chcę, by jednak nie była kupą tandety z przesłodzona wisienką na czubku. Mam nadzieję, że nie zawiodę Was w nadchodzących rozdziałach (a następny powinien pojawić się na dniach).
      Buziaki xx

      Usuń

Wyskrob te kilka słów, to dla mnie ogromna motywacja! ♥