Forever isn't for
everyone
Is forever for you?
It sounds like settling down or giving up
But it don't sound much like you girl
Is forever for you?
It sounds like settling down or giving up
But it don't sound much like you girl
Świat
zdawał się uczynić wyjątek i zatrzymać na te kilka nocnych chwil. Wszystko
stanęło w miejscu – nie mogłam zarejestrować żadnego dźwięku czy ruchu. Moment
jednak minął, przerwany przez poruszenie się postaci na werandzie. Irwin musiał
nas zauważyć i unoszące się przy jego głowie światło żarzącego się papierosa
zgasło. Nie mogłam dostrzec wyrazu twarzy chłopaka, ale wiedziałam, w którą
stronę spogląda. Z pewnością był ciekawy mojej reakcji, tylko że ja sama nie
wiedziałam, co mam zrobić.
Wspólny
z Ashtonem domek zdecydowanie nie mieścił się w moich wyobrażeniach o tych
wakacjach. Wszystko we mnie burzyło się przed tą ewentualnością, ale nie byłam
głucha na racjonalne słowa Johannes. Faktycznie, tak naprawdę nie było to nic
szczególnego. Gdybyśmy mieszkali w ośrodku i mój pokój znajdowałby się obok
pokoju Irwina, nie miałabym żadnego powodu do zgłaszania zastrzeżeń. Na pewno
nie byłabym zadowolona, ale nie zawsze wszystko jest po naszej myśli i trzeba
się z tym pogodzić. Wtedy dziecinne protesty nie wchodziłyby w grę, ale
teraz... Co mi szkodziło spróbować?
–
Nie wiedziałam, że koedukacyjne mieszkania są dopuszczalne – powiedziałam
zdawkowo.
Pani
Maria serdecznie się uśmiechnęła.
–
Co do waszej dwójki nie mam wątpliwości w tej kwestii – odparła wesołym tonem.
– Poza tym, obie wiemy, że wspólny domek to nie to samo co wspólny pokój.
Przyjęłam
te słowa ze spokojem. Nie liczyłam na inne rezultaty, a Johannes widocznie
spodziewała się takich pytań. Żadne inne racjonalne argumenty nie pojawiły mi
się w głowie – uzasadnienie w stylu „nie lubię go" nie wypadało zbyt
dobrze nawet w moich myślach. Ponadto z tego faktu nauczycielka zdawała sobie
doskonale sprawę. Stawiając mnie w takim położeniu, nie mogła mieć innych opcji
– byłam pewna, że starała się zadowolić każdego na miarę swoich możliwości.
Jeszcze raz jednak postanowiłam poszukać szczęścia i zadać pytanie, mimo że
odpowiedź była mi znana.
–
Naprawdę nie ma żadnej alternatywy?
–
Cóż, zawsze możemy przenieść Ashtona do mojego apartamentu, a my zajmiemy ten
domek...
Pani
Maria pozwoliła tym słowom wybrzmieć, a potem, kiedy pokręciłam przecząco
głową, posłała mi pokrzepiający uśmiech. Takie bezpośrednie angażowanie
nauczycielki nie wchodziło w grę – robiło mi się głupio na samą myśl o
wyrzucaniu jej z własnego mieszkania w imię szczeniackich zatargów. W dodatku,
mieszkanie z Irwinem najprawdopodobniej było opcją pełną niepewności, wrogości
oraz jego wydumanego ego, ale mieszkanie z opiekunką to beznadziejny wybór z
wielu innych, bardziej znaczących względów.
Wzięłam
głęboki oddech i spojrzałam w stronę domku. Chłopak nadal stał na werandzie,
opierając się dwiema dłońmi o barierkę. Jeszcze raz odwróciłam się do kobiety,
a ta głową wskazała mi małą drużkę prowadzącą na schodki. Przewróciłam oczami i
posłałam jej uśmiech, po czym ruszyłam do przodu.
–
Śniadanie mamy o ósmej! – zawołała za mną i kątem oka zobaczyłam, jak idzie w
stronę głównego budynku.
Starałam
się jak najbardziej opóźnić moment konfrontacji z Irwinem, ale byłam już tuż
przy drewnianych schodkach i nie widziałam żadnego sposobu, by oddalić w czasie
to spotkanie. Duży problem stanowił fakt, że nie miałam pojęcia, jak się
zachować. Wiadomość o tożsamości mojego współlokatora dotarła do mnie dopiero
przed chwilą i mój mózg jeszcze nie poradził sobie z ta informacją. Może i
byłam nawet w lekkim szoku. W mojej głowie widniało dokładnie zero pomysłów,
zarówno odnośnie do najbliższej przyszłości, jak i dalszej. Na pewno były one
ze sobą związane. Może właśnie ta chwila – nasza pierwsza od przyjazdu rozmowa
– zdeterminuje następne wypadki. Jeśli teraz skoczymy sobie do gardeł, trudno
liczyć na przeżycie obozu w atmosferze innej niż wzajemnej nienawiści.
Obojętność nie byłaby zła, zdawałam sobie z tego sprawę, ale czy Ashton był
osobą, która zgodzi się na ignorowanie? Czy ja byłam w stanie beznamiętnie
przejść obok wszystkich jego cynicznych tekstów i dziecinnych zachowań?
Idąc
dalej, zakopanie broni w naszym wypadku wydawało się co najmniej nierealne.
Wiedziałam
jedno – jeśli za chwilę miał nastąpić moment, w którym zadecyduję o pomyślności
całego obozu, to zdecydowanie nie byłam na to gotowa.
Tymczasem
postawiłam stopę na pierwszym stopniu, a potem na czterech kolejnych. Stałam w
miejscu przez sekundę, aż mój umysł przeszyła jasna błyskawica i podjęłam
decyzję. Mogłam przejść obok i chociaż dzisiaj postarać się ignorować Irwina.
Wiem, było to unikanie problemu, ale o pierwszej w nocy, po całym tym dniu,
wydawało się uzasadnionym wyborem.
Od
drzwi dzieliły mnie trzy kroki. Drewno skrzypiało, gdy przemierzałam tę
odległość. Wiedziałam, że Irwin stoi obok i mnie obserwuje. Mimo twardego
zamiaru lekceważenie chłopaka, jakby wbrew woli odwróciłam głowę w jego stronę
i nasze spojrzenia się spotkały. W słabym świetle dostrzegłam jedynie zarys
jego twarzy, więc nie mogłam z niej nic odczytać.
Besztając
się w myślach za to, że w ogóle mnie to interesuje, przerzuciłam wzrok na drzwi
i natychmiast je otworzyłam. Po sekundzie znalazłam się w środku, a ciężkie
drewno zatrzasnęło się za mną. Spowiła mnie ciemność znacznie gęstsza od tej na
zewnątrz. Tu nie dochodziło światło księżyca ani pobliskich latarni. Nie
dopatrzyłam się żadnego okna, jedynie po prawej stronie jakieś szkło lekko
mieniło się, jakby wyłapując ostatnie skrawki światła. Wzięłam głęboki oddech i
wytknęłam sobie w myślach własną reakcję. Moje dłonie były zbyt zimne, za to na
policzki wkradł się lekki rumieniec. Powinnam mieć w głębokim poważaniu całą
osobę Irwina, ale tak nie było. Przejmowałam się... sama nie wiem czym. Tym, co
o mnie pomyśli, a może tylko tym, co w związku z tym zrobi? Niewykluczone, że
moje ciało po prostu wykształciło odruch warunkowy i przygotowywało się na atak
zawsze, gdy czułam się choć odrobinę niepewna, a on znajdował się w pobliżu. Na
pewno trzeba było z tym skończyć. Postanowiłam zacząć od razu i nawet w głowie
nie poruszać już tego tematu.
Jeszcze
raz rozglądnęłam się wokół. Mój wzrok nieco się przyzwyczaił do niezbyt dobrych
warunków i mogłam dostrzec kontury sofy stojącej przy przeciwległej ścianie.
Właśnie zamierzałam poszukać włącznika światła, gdy usłyszałam zgrzyt
otwieranych drzwi. Nie zdążyłam zrobić nawet kroku, gdy uderzyło we mnie ciepłe
ciało. Zachwiałam się, pochylając do przodu, ale jednocześnie poczułam ręce
obejmujące mnie i przyciskające łokcie do tułowia. Mój zduszony krzyk zlał się
z wiązanką przekleństw wylatujących z ust chłopaka.
Chwila
zaskoczenia minęła. Gdy tylko poczułam, że stoję stabilnie, znikły otaczające
mnie ramiona.
–
Wszystko w porządku? – Dobiegł do mnie aksamitny głos.
–
Jest okej. – Wzruszyłam ramionami.
Poprawiwszy
plecak na ramieniu, odwróciłam się do nowego współlokatora.
–
To czemu, do cholery, stoisz tu w takich ciemnościach?
Po
usłyszeniu irytacji w głosie Irwina wykrzywiłam wargi.
–
Właśnie miałam...
Przerwał
mi niespodziewany błysk jasnego światła. Zmrużyłam oczy i odruchowo
przysłoniłam je dłonią. Dokładnie nade mną znajdował się drewniany żyrandol,
który rzucał teraz światło na ściany i panele wykonane z tej samej nawierzchni.
Tuż przy moich stopach leżał czerwony dywan w złote wzory, który z pewnością
nie pomagał mi wcześniej w utrzymaniu równowagi. Podniosłam wzrok. Irwin
trzymał dłoń na białym włączniku światła.
–
Lecieć do Johannes i poinformować ja, że napastuję cię już po 5 minutach? –
Dokończył moją wypowiedź w specyficznym dla siebie, nonszalanckim stylu.
–
Tego byś raczej nie chciał, prawda? – zauważyłam, uśmiechając się słodko.
Omijając
spojrzeniem jego osobę, która teraz odpowiedziała mi krzywym uśmiechem,
zlustrowałam otoczenie. Po lewej stronie widziałam drzwi, przed którymi stała
należąca do mnie czarna walizka. Nad nimi wisiała jasna tabliczka ze starannie
wyrytymi literami. Zmrużyłam oczy, ale napis pozostał nieczytelny. Miałam
przejść do dalszych oględzin, ale moją uwagę odciągnął beztroski głos Irwina.
–
Skarbie, to byłoby zbyt szybkie tempo nawet jak dla mnie.
Rozdrażniona
spojrzałam na blondyna, a ten puścił mi oczko.
–
Dobrze wiesz, że nie to mi chodziło.
Ledwie
pozwalając mi dokończyć zdanie, chłopak perliście się zaśmiał. Kolejny raz
dzisiejszego wieczoru. Pokręciłam głową, będąc jednocześnie zirytowana, ale i
zdziwiona pozytywnym nastawieniem blondyna. Jego uśmiech wydawał się szczery i
niewymuszony – pozbawiony zwyczajnej złośliwości. A przynajmniej ja go takim
pierwszy raz odebrałam. Błyszczące ogniki w oczach tylko potęgowały wrażenie
naturalności. Może i nie podzielałam jego poczucia humoru, jako że śmiał się
głównie ze mnie, ale musiałam mu jedno oddać – do twarzy mu było z tymi
rozciągniętymi w uśmiechu ustami, odchyloną do tyłu głową i światłem
błyszczącym w rozwichrzonych włosach. Chyba chodziło o to, że był po prostu sobą
– wciąż tym irytującym i złośliwym Ashtonem wiem-wszystko Irwinem, ale jednak
sobą.
Mimo
tego zdecydowanie nie podobał mi się jego stosunek do mnie, więc, zaplótłszy
ręce na piersi, zrobiłam krok w jego stronę. Czułam się absurdalnie i pewnie
tak wyglądałam. Zagryzłam jednak wargi i podeszłam bliżej. Ashton zamarł z
uprzejmym wyrazem twarzy, jakby oczekując na to, co mam do powiedzenia – rzecz
u niego dość niezwykła.
–
Posłuchaj, Irwin. Nie zaczynaj ze mną rozmowy, jeśli nie znasz podstawowych
zasad jej prowadzenia. – Jego jedyną reakcją było lekkie zmarszczenie brwi. To
sprawiło, że poczułam się jeszcze dziwniej, prowadząc tę rozmowę. – Chodzi mi o
to całe przerywanie, wiesz? – Przewróciłam oczami, decydując się nie dać po
sobie poznać zmieszania.
Chłopak
postarał się wyglądać na zaskoczonego.
–
Och, w porządku. – Uniósł ręce w geście poddania się.
Popatrzyłam
na niego ze zwątpieniem, ale ten już mnie wyminął i wolnym krokiem przemierzał
pomieszczenie. Nie usłyszawszy żadnego komentarza, mimowolnie się odprężyłam.
–
Musisz być zmęczona – rzucił luźno blondyn, jakby całej wcześniejszej wymiany
zdań nie było. Jakbyśmy byli w stosunku do siebie uprzejmymi nieznajomymi. –
Mój pokój jest tu, a łazienka tam – powiedział, wskazując dłonią kolejne drzwi
znajdujące się przy jednej ścianie. – Radzę uważać na prysznic, lubi zaskakiwać
zimną wodą.
Przez
sekundę obserwowałam, jak chłopak zaplata ręce na karku i krzywi się na
nieprzyjemne wspomnienie, po czym wycofałam się pod mój pokój.
–
Jasne, dzięki – odparłam sucho.
Odwróciłam
się i, chwyciwszy walizkę, weszłam do pokoju. Poczułam się nieswojo, odchodząc
bez zwyczajowego pożegnania, które w bardziej normalnej sytuacji skierowałabym
do nowego współlokatora. Irwin widocznie pomyślał o tym samym, gdyż tuż przed
zamknięciem drzwi dobiegło do mnie stłumione "Dobranoc, Amy".
~.♦.~.♦.~
Niechętnie
otworzyłam sklejone snem powieki. Promienie słoneczne wpadające zza koronkowych
zasłon tworzyły na suficie świetliste refleksy. Z pomrukiem niezadowolenia
odwróciłam od nich wzrok i przewróciłam się na prawy bok. Wtulając twarz w
poduszkę ozdobioną siecią niebieskich kwiatów, rozbudziłam się na tyle, by w
końcu móc świadomie dokonać oględzin pokoju.
Na
prostym krześle stojącym tuż obok łóżka znajdował się mój telefon, który właśnie
pokazywał godzinę 7.00. Idąc w stronę drzwi, zauważyłam mały stolik. Pod meblem
leżała moja walizka, obecnie otworzona i z ubraniami spadającymi na podłogę
wokół – wczoraj byłam tak zmęczona, że dałam radę jedynie wygrzebać z niej
kosmetyczkę i pidżamę. Rychłe zniknięcie bagażu z dywanu obiecywała dość
pokaźna, drewniana szafa. Podniósłszy się na łokcie, zlustrowałam także ściany.
Były w żółtym kolorze – nic oryginalnego, ale efekt okazał się przyjemny dla
oka. Obrazy wiszące nad drzwiami i łóżkiem oraz ciepłe promienie słońca tylko
potęgowały wrażenie przytulności.
Przeciągnęłam
się i podniosłam na nogi. Ospałymi ruchami wyciągnęłam z walizki wszystkie
niezbędne przedmioty. Łudziłam się, że odświeżający prysznic sprawi, iż
przestanę się czuć jak zombie.
Stanęłam
przed drzwiami i wzięłam głęboki wdech. Czułam się jak żołnierz zmierzający na
pole bitwy. Po drugiej stronie drewnianej powłoki niewątpliwie czekał na mnie
Irwin. Myśl, że będzie on pierwszą osobą, którą będę widzieć każdego ranka,
opuściła mnie na kilka godzin błogiego snu, ale ostatecznie wróciła i
wywoływała cyniczny uśmiech na mojej twarzy.
"Zaczynamy
zabawę" – pomyślałam, wychodząc do przedpokoju.
Naprawdę
nie wiem, czego się spodziewałam. Irwina bombardującego mnie porcją porannych
złośliwości czy może tańczącego taniec hula w samych bokserkach w otoczeniu
wzdychających dziewcząt? Moje chwilowe zaskoczenie spokojem panującym w
pomieszczeniu wskazywałoby raczej drugą opcję. Pokój był pusty, a zza drzwi
łazienki dochodził jednostajny szum prysznica. Zawahałam się, ale podeszłam
bliżej i zapukałam. Cichy dźwięk nie zdołał przebić się przez nieustający szmer
wody. Ponowiłam czynność bardziej natarczywie, gdyż doszłam do wniosku, że
lekkie ponaglenie Irwina nie przekracza granic dobrego wychowania. Usłyszałam
metaliczny odgłos zakręcania kranu i za drzwiami nastała cisza.
–
Tak? – Dobiegł do mnie zachrypnięty głos chłopaka.
–
Też chcę wziąć prysznic.
Nie
przemyślałam zbytnio, co chcę powiedzieć, więc rzuciłam pierwsze, co mi
przyszło do głowy. Nie zabrzmiało to zbyt dyplomatycznie i przestąpiłam z nogi
na nogę, gdyż odpowiedziało mi milczenie. Uśmiechnęłam się gorzko na ten szybki
koniec naszej wczorajszej uprzejmości. Dotarło do mnie, że chyba nawet przez
chwilę wierzyłam, iż mógłby to być trwały stan. Uniosłam rękę, żeby ponownie
załopotać w drzwi, a te nagle się otworzyły.
–
I co, liczysz na zaproszenie?
Odskoczyłam
do tyłu, gdy półnagi Ashton oparł się o framugę. Moja dłoń odruchowo
powędrowała do oczu, zasłaniając je przed widokiem odsłoniętej klatki
piersiowej chłopaka, na której wciąż było widać krople wody. Po sekundzie
nawrzeszczałam na siebie w myślach za tą dziecinną reakcję i zmusiłam rękę do
odpadnięcia. Blondyn – na marginesie, mokre włosy wydawały się teraz znacznie
ciemniejsze – stał przede mną jedynie w ręczniku zawiązanym na biodrach i ze
swawolnym uśmiechem na twarzy.
–
Boże, Irwin, idioto – fuknęłam. – Chyba musimy omówić Kodeks Zachowań
Współlokatorów.
–
Istnieje taki? – Chłopak zmarszczył brwi, cudem utrzymując łobuzerski wyraz twarzy.
–
Nie dziwi mnie twoja nieświadomość. – Przewróciłam teatralnie oczami, maskując
zmieszanie. – A teraz przepraszam, idę wziąć prysznic.
–
Jasne – odparł, przesunąwszy się na bok. Wsunęłam się do łazienki i chwyciłam
za klamkę. – Urocza pidżamka, Hood – dodał, zanim zdążyłam zamknąć drzwi.
Posłałam
mu przez ramię mordercze spojrzenie, po czym z ulgą odgrodziłam się od niego
bezpieczną warstwą drewna. Wiedziałam, że moja pidżama była urocza. To dlatego
ją kupiłam! Nie przewidziałam tylko, że wyląduję w pokoju z kretynem, który
najwidoczniej woli naśmiewać się z kochanych pand niż okazywać im należną
miłość.
~.♦.~.♦.~
Takiej długiej przerwy jeszcze nie było – widać, że skończyły się moje zapasy rozdziałów. Postaram się jednak trochę to nadrobić podczas nadchodzących ferii.
Prośby o komentarze nigdy się nie spełniają, więc pozostaje mi tylko życzyć wszystkim Czytelnikom szczęśliwego Nowego Roku! Spełniajcie w nim swoje marzenia, dużo się uśmiechajcie i niech na Waszej drodze zagości wiele wspaniałych fanfików! xx
Nie martw się przerwą! Wszyscy poczekaliby nawet 100 lat! Zostaw sobie ferie wolne! Ten dialog między Amy i Ashtonem: boski! Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńhttp://zyciejestjakpieknysen.blogspot.com/
PS u mnie next
Dzięki za te kochane słowa - stu lat wam czekać nie każę, ale kilka dni i owszem, za co z góry przepraszam. Rozdział się już intensywnie tworzy ツ
UsuńHej!
OdpowiedzUsuńCóż, jednak nie było innego wyjścia i Amy zamieszkała w jednym domku z Ashtonem i już na początku doszło między nimi do bliskiego spotkania ;-)
Od początku mam wrażenie, że Irwin tylko gra takiego cwaniaka i, rzucając te wszystkie złośliwości, tylko się maskuje. Tak naprawdę jest inny. W tym rozdziale to wrażenie jeszcze się spotęgowało. Wyglądało to tak, jakby chłopak na chwilę pokazał swoją prawdziwą twarz i mogliśmy się przekonać, że potrafi być uprzejmy :)
Haha, ich relacje jako współlokatorów są świetne ;-)
Pozdrawiam!
Och, Ash może i umie być uprzejmy, ale cwaniakiem i tak pozostanie ;D Choć oczywiście nie do końca takim, jakim wydaje się początkowo.
UsuńW takim razie liczę, że następne rozdziały Ci się spodobają i dziękuję za komentarz! Xx
Hej ho! Witam po... jakichś kilku miesiącach (?). Czytałam to opowiadanie na samym początku, ale potem miałam okres kiedy w ogóle przestałam cokolwiek czytać i tak jakoś wyszło... Ale teraz jestem! Nadrobiłam wszystkie rozdziały i bardzo się z tego cieszę :D Historia jest miła i przyjemna, fajnie się rozkręca, niby przewidywalnie, ale nie bardzo banalnie. Ashton irytował mnie od samego początku, ale znając życie pewnie ma też swoją dobrą stronę i wprost nie mogę się doczekać, aż ją pokaże :D
OdpowiedzUsuńMam zamiar wpadać tu regularnie, tak więc czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :)
Moje serduszko naprawdę cieszy się z Twojego powrotu ♥
UsuńTa historia właśnie ma to do siebie, że nie szaleje z oryginalnością, ale chcę, by jednak nie była kupą tandety z przesłodzona wisienką na czubku. Mam nadzieję, że nie zawiodę Was w nadchodzących rozdziałach (a następny powinien pojawić się na dniach).
Buziaki xx