środa, 11 listopada 2015

6. Sleep on the Floor


Pack yourself a toothbrush dear
Pack yourself a favorite blouse
Take a withdrawal slip, take all of your savings out
Cause if we don't leave this town
We might never make it out
I was not born to drown, baby come on


– Niemożliwe, to niemożliwe... – mamrotałam do siebie, krążąc gorączkowo po pokoju.
Przemierzanie w kółko tej samej ścieżki z rękami założonymi na piersi i palcami nerwowo stukającymi o policzek nie polepszało mojej sytuacji. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i już po chwili klęczałam na podłodze, histerycznymi ruchami upychając ubrania w walizce.
Mój Boże, jak ja tam dotrę?
Ta myśl niespodziewanie we mnie uderzyła i natychmiast podniosłam się z posadzki. Szybkim krokiem wyszłam z pokoju i zbiegłam po schodach. Skierowałam się do gabinetu ojca. Otworzyłam drzwi i moja twarz wykrzywiła się w zirytowaniu. Ten człowiek spędzał tu całe życie, a akurat teraz go nie zastałam?
Moje nawoływania rozniosły się po całym domu i wkrótce otrzymałam odpowiedź dochodzącą z sypialni rodziców. Po chwili stanęłam przed tatą, który był właśnie w trakcie zawiązywania krawatu.
– Musisz zawieść mnie do Aningan Cape – oznajmiłam.
Mężczyzna rzucił mi nieuważne spojrzenie, po czym wrócił do siłowania się z garderobą.
– Ten obóz? Nie miałaś wyjechać jutro?
Zagryzłam wargi.
– Tak myślałam – powiedziałam wolno. – Ale byłam w błędzie.
Przyszykowałam się na nadchodzącą reprymendę. Już wiedziałam, jak doszło do tej pomyłki i nie uważałam tego za w pełni moją winę. Na naszej karcie meldunkowej faktycznie widniała jutrzejsza data. Widocznie tak miało początkowo być, a potem wprowadzono zmiany. Zapewne poinformowano nas o nich na ostatnim zebraniu. Tak, tym, podczas którego zajmowałam się kłótnią z Irwinem. Ja upewniłam się co do godziny odjazdu pociągu, a Katlyn, śpiesząc się na lekcję, nie poinformowała mnie o zmianie daty. Teraz cała moja grupa zmierzała na wymarzone wakacje, a ja stałam w pidżamie w pokoju taty, próbując go przekonać do zmiany swoich planów.
Ojciec skończył pojedynek z krawatem.
– Mam ważne spotkanie – oznajmił.– Nie masz się z kim udać na dworzec? Na pewno jakaś koleżanka może...
– Tylko – przerwałam mu – nikogo nie ma na dworcu. Oni już wyjechali.
W końcu udało mi się ściągnąć uwagę taty na moją osobę. Poprosił o wyjaśnienie, które starałam mu się przedstawić w jak najbardziej skróconej formie. Jego czoło marszczyło się wraz z opowieścią, co z kolei prowadziło do mojej rosnącej nerwowości.
– Nie mogę jechać pociągiem, bo nie dam rady dotrzeć ze stacji do kurortu – zakończyłam, a mój głos zdołał już osiągnąć płaczliwe brzmienie.
– Chyba nie myślisz, że damy radę zawieźć cię prosto do ośrodka? W dwie strony to kilkanaście godzin jazdy! – stwierdził kategorycznie ojciec.
– Świetnie. Więc jak mam tam trafić? – powiedziałam, nie mogąc wyprzeć z tych słów urazy.
Mężczyzna ruszył na korytarz. Podążyłam za nim, ignorując jego narzekanie i sprawdzając telefon. Katlyn zdążyła wysłać mi już kilka wiadomości.
"Co zrobisz, Amy?"
Gdybym tylko sama wiedziała.
"Pani Johannes chce wiedzieć, jak do nas dojedziesz."
Ja też.
"Amy, co zrobimy?"
Już miałam z irytacją odłożyć telefon, gdy moje spojrzenie zatrzymało się na następnej wiadomości.
"Zorganizowaliśmy ci transport z dworca do ośrodka! Napisz, o której przyjeżdża pociąg."
Odetchnęłam z ulgą i pospieszyłam za tatą. Nie wiem, co oni zdołali wymyślić, ale dzięki temu teraz miałam na głowie jedynie kupno biletu na ekspres i spakowanie walizek.
– O której wrócisz do domu? – zapytałam taty.
– Około szesnastej. O ile Bills nie będzie znów rozprawiał o przetargu na wodoodporne panele.
– W porządku – odparłam, sprawdziwszy rozkład jazdy. Następny pociąg miałam o 16.45. – Podrzucisz mnie na dworzec.
Tata przez chwilę patrzył na mnie z zastanowieniem, po czym pokiwał głową. Pobiegłam na górę, by dokończyć pakowanie.

~..~..~

Początek lipca był gwarancją długich dni. Siedziałam w pociągu już od kilku godzin, gdy w końcu nadszedł czas zachodu słońca. Niebo zaróżowiło się, a po chwili pomarańczowy blask osiadł jak pył na całym krajobrazie. Rozległe pola ubarwione były teraz wszelkimi odcieniami złota. Zboże falowało pod wpływem wiatru i jawiło się jako ocean płynnego, słonecznego topazu. Ciepło zdawało się przenikać przez szybę i spowijać wyblakłe siedzenia. Pejzaż za oknem szybko się zmieniał; mknęliśmy przez puste polany, by w końcu mijać mniejsze miejscowości i przecinać okazałe lasy, w których rozłożyste drzewa nie przepuszczały słońca. Po kilkudziesięciu minutach sceneria zaczęła stawać się coraz bardziej mroczna, cień powoli wypełzywał na kolejne obszary, aż w końcu za oknami zapanował zmierzch. Teraz z rzadka było w oddali widać miasteczka, małe oazy światła. Czas płynął, a mrok gęstniał. Otwarte okno wpuszczało do środka nagłe podmuchy powietrza, które rozwiewały moje jasne włosy. Wyjątkowo cieszyłam się tym przewiewem, zapewniającymi orzeźwienie w nieruchomym eterze przedziału. Gdy pojazd zaczął wtaczać się na odpowiednią stację, wstałam z westchnieniem. Wszystkie moje mięśnie były otępiałe, a poruszałam się tak, jakby moje ciało było wykonane z ciężkiego kamienia. Czekała mnie jeszcze droga do ośrodka, gdzie, mam nadzieję, szybko dostanę pokój i będę mogła zregenerować siły w wygodnym łóżku.
Z pewnym trudem wyciągnęłam walizkę z pociągu i z plecakiem na ramieniu ruszyłam do przodu. Musiałam prezentować sobą żałosny widok – zmęczona, cała wymięta po podróży i objuczona bagażami. Na szczęście gdzieś tu miał czekać ktoś wysłany z naszego kurortu. Walizka wydawała z siebie ciche "stuk, puk", podczas gdy ja rozglądałam się za... no właśnie, nie ustaliliśmy, kogo właściwie mam szukać. Być może była tu gdzieś pani Johannes albo Katlyn? Sięgnęłam do kieszeni w poszukiwaniu telefonu. Wolno wystukując wiadomość – starałam się utrzymać zarówno plecak jak i sporą walizkę w stanie względnej równowagi – szłam do przodu, aż nie zauważyłam kątem oka, że ktoś przede mną stoi. Podniosłam wzrok, przesuwając go po ciemnych dżinsach, opalonych rękach włożonych do kieszeni i podkoszulku na ramiączkach. Dotarłam do twarzy, dobrze mi już znanej, i chwilowo zastygłam.
Moje dłonie nie pisały już wiadomości, a nogi przestały poruszać się do przodu. Z rozchylonymi w osłupieniu ustami wpatrywałam się w osobę przede mną.
Dobry Boże, za co świat mnie tak każe?
Zamrugałam, jakby łudząc się, że mam przywidzenia, a miraże przed moimi oczami znikną. Może w ferworze tych wszystkich wydarzeń nabawiłam się paranoi? To byłoby zdecydowanie najlepsze wyjaśnienie dla faktu, że przed sobą widziałam Irwina.
Świetnie, wolę zwariować niż natknąć się na tego dupka.
W końcu zacisnęłam moje bezwiednie poruszające się usta, nakazując sobie spokój. W porządku, wszędzie go spotykam i nie wiem, czemu zawdzięczam ten zaszczyt, ale to jeszcze nie koniec świata. Chłopak spędza tu wakacje. W okolicy z pewnością jest wiele ośrodków, nie musiał zatrzymywać się akurat w moim. Na pewno nie zatrzymał się w tym samym miejscu. Wakacje nie są jeszcze stracone.
Odzyskałam nad sobą kontrolę. Ashton przypatrywał mi się z łobuzerskim uśmiechem, na który odpowiedziałam niechętnym grymasem. Nie będę się z nim kłócić na środku dworca. Chłopak otworzył usta. Nie będę się z nim kłócić.
– Długo jeszcze będziemy tak stać? – zapytał.
Rzuciłam mu przeciągłe spojrzenie. Wydawał się rozbawiony.
Po prostu powinnam go zignorować. Przejść obok. W końcu, wnioskując z zadanego pytania, oboje chcieliśmy się rozejść, prawda?
Postawiłam krok, potem kolejny. Już prawie go minęłam. Byłam za nim.
Chłopak złapał mnie za nadgarstek.
– Czego chcesz, Irwin? – powiedziałam, siląc się na spokój.
– Samochód w tamtą stronę.
Odrobinę zaskoczyłam się tymi słowami. Odwróciłam się w jego stronę i stanęliśmy ramię w ramię, twarzą w twarz. Jego brązowe oczy patrzyły w moje z wyzwaniem. Cały czas było w nich widać iskierki rozbawienia. Czemu? Czemu to powiedział? Wskazywało to na fakt, że wracamy razem. Ale to przecież niemożliwe...
– Co tu robisz? – zapytałam ostrożnie.
Było to zupełnie neutralne pytanie, lecz chłopak wybuchnął śmiechem. Odchylił przy tym głowę do tyłu, wciąż nie zwalniając uchwytu na mojej ręce. W końcu się opanował i uwolnił mój nadgarstek, by, jak się okazało, pochylić się przede mną w parodii ukłonu.
– Twój osobisty szofer, do usług – powiedział pompatycznie.
Prychnęłam i zrobiłam krok w tył.
– Pytam poważnie – oznajmiłam zniecierpliwiona.
– Odpowiadam poważnie.
– Irwin...
– Hood, rusz się, nie zamierzam tu stać całą noc.
Blondyn ruszył w kierunku zachodniego wyjścia. Nie widząc innej opcji, podążyłam za nim. Musiałam się dowiedzieć, o co chodzi, ale wyciągnięcie pożytecznych informacji od tego idioty graniczyło z cudem.
Jeśli naprawdę to Johannes go po mnie wysłała, musiał być z nami na obozie. Tylko... to przecież nierealne. Co on by robił na naszym teatralnym obozie?
– Johannes... – zaczęłam, ale po chwili się zacięłam.
O co powinnam zapytać? I czy w ogóle powinnam się wdawać z nim w rozmowę? Na pewno nie miałam na to ochoty.
–...oskarży mnie o niecne uczynki, jeśli zaraz cię do niej nie przywiozę. – Chłopak dokończył moją wypowiedź.
Skrzywiłam się. Jego sugestia mi się nie spodobała, potwierdził też moje przypuszczenia. W coraz gorszym humorze zobaczyłam, jak wychodzi przez drzwi, które szybko odbiły się w drugą stronę. Zacisnęłam z irytacją zęby i popchnęłam je łokciem do przodu.
– Mógłbyś mi wytłumaczyć, o co chodzi?
Dogoniłam go, co było niezłym wyczynem, biorąc pod uwagę ciągniętą przeze mnie walizkę i jego długie nogi.
– Której części nie rozumiesz?
Przemierzaliśmy parking. Chłopak raz po raz skręcał w labiryncie pojazdów, a ja starałam się za nim nadążyć, jednocześnie nie rozbijając maski jakiegoś biednego samochodu.
– Tej związanej z tobą. Twoją obecnością – odparłam.
Blondyn wzruszył ramionami.
– Mam cię po prostu zawieść do ośrodka. Taki los czeka człowieka, jeśli jest jedyną osobą posiadającą prawo jazdy.
– Ale co robisz na moim obozie?
Świetnie, moje opanowanie ulatniało się z każdą chwilą. Co miałam poradzić na to, że Irwin był osobą wzbudzającą jedynie negatywne emocje, które często prowadziły do utraty kontroli nad sobą?
– Moim? Ho, ho, Hood, pohamuj się ze swoim egocentryzmem.
Chłopak zatrzymał się i prawie na niego wpadłam. Otworzył bagażnik stojącego obok samochodu, po czym sięgnął po moją walizkę. Zaborczo przyciągnęłam rączkę do siebie.
– Sądzisz, że tak po prostu wsiądę z tobą do tego samochodu? – zapytałam z niedowierzaniem.
Ashton wymamrotał coś pod nosem i sięgnął po mój bagaż. W tym samym momencie zadzwonił telefon, a na wyświetlaczu zamigotało : "Pani Johannes".
– Poczekaj – syknęłam do blondyna, odbierając połączenie.
– Amy, dojechałaś już? – Potwierdziłam i kobieta bezzwłocznie kontynuowała. – Wspaniale. Na dworcu powinien czekać na ciebie pan Irwin.
– Tak, już się spotkaliśmy – odparłam, obrzucając chłopaka nieprzychylnym spojrzeniem.
– Może to ci się zbytnio nie podoba, ale po prostu z nim pojedź, dobrze? – Johannes musiała usłyszeć niezadowolenie w moim głosie.
– Tak, tylko...
– Wyjaśnię ci wszystko, gdy się zobaczymy – przerwała mi, na co ciężko westchnęłam. – Czekam na ciebie, Amy.
Krótka konwersacja wcale nie rozwiała moich wątpliwości, ale wiedziałam, że teraz nie uda mi się niczego wyciągnąć od nauczycielki. Musiałam poczekać na rozmowę w cztery oczy, najlepiej z dala od towarzystwa Irwina.
– W porządku. Do widzenia. – Zakończyłam połączenie.
Schowałam telefon, unikając wzroku Ashtona. Wiedziałam, że podczas wkładania walizki do bagażnika złośliwy uśmiech nie znika z jego twarzy. Zdenerwowana zagryzałam wargi, aż w końcu chłopak zajął miejsce kierowcy, nie zwracając się do mnie ani słowem. Nie to, żebym liczyła na specjalne zaproszenie, ale jego ignorancja i pewność siebie wzmogły moje zirytowanie. Był przekonany, że teraz bez oporu udam się z nim do ośrodka i widocznie czerpał przyjemność z tego, że jest lepiej poinformowany ode mnie. W końcu niewątpliwie zauważył, że nie miałam pojęcia o jego obecności, a także działaniach związanych z moją osobą. Mnie samej nie podobała się ta jego przewaga.
Gdy tylko usiadłam, blondyn ruszył. Wyjechaliśmy z parkingu w milczeniu. Zapięłam pasy, po czym bezwiednie zaczęłam obracać pomiędzy palcami sznureczki od spoczywającego mi na kolanach plecaka. Czułam się nieswojo. Z kilku spojrzeń rzuconych w stronę Ashtona wywnioskowałam, że dla niego wszystko jest w jak najlepszym porządku. Na jego twarzy wciąż gościł zadowolony uśmiech, palce wybijały rytm lecącej w radiu piosenki, a spojrzenie prześlizgiwało się po drodze przed nami. Okolice były pełne zakrętów, a po chwili otoczył nas las. Z jednej strony nie miałam ochoty na rozmowę z chłopakiem, ale panująca między nami cisza przyprawiała mnie o dziwny niepokój. Utkwiłam wzrok za oknem, ale nie mogłam się powstrzymać od nerwowych ruchów. Gdy po raz trzeci sprawdziłam godzinę na telefonie, Irwin wydał z siebie ciche prychnięcie. Natychmiast odwróciłam się w jego stronę, oczekując zjadliwych komentarzy. Nic takiego jednak nie nastąpiło, jedynie uśmiech chłopaka jeszcze bardziej się poszerzył. Jego cicha pobłażliwość dla mojej osoby okazała się równie irytująca co głośne naśmiewanie się. W tamtej chwili doszłam do wniosku, że naprawdę go nie cierpię i jest to w pełni uzasadnione. Złośliwy wyraz twarzy Irwina zabiłby każdą odrobinę sympatii, która kiedykolwiek mogłaby się we mnie narodzić. Jego działania zawsze popychały mnie do zmiany mojego zachowania i wiedziałam, że zmiana ta nie jest korzystna. Stawałam się równie opryskliwa, co on, a to wcale mi się nie podobało.
Na widok rozciągających się przed nami świateł ośrodka poczułam ogromną ulgę i determinację, by dowiedzieć się, kto i dlaczego wpadł na genialny pomysł skazania mnie na spędzenie wakacji z Ashtonem Irwinem.


~..~..~


Dotarliśmy już do obozu i mam nadzieję, że podzielacie moje odczucia co do tego rozdziału - nie jest taki okropny, prawda? :D 
Przeprowadzam małe zmiany na blogu, więc mam kilka organizacyjnych pytań. Po pierwsze, zastanawiałam się nad założeniem aska, na którym moglibyście pytać o wszystkie sprawy związane z blogiem, w tym także kierować pytania do bohaterów. Mógłby on się przydać o tyle, że nie wiem, jak bardzo regularnie będą publikowane następne rozdziały - doszłam do momentu, w którym nie mam za wiele rzeczy stworzonych do przodu, a i czuję, że trudniej będzie mi się pisało. Jeśli ktoś byłby za, piszcie. 
Na samych początkach tego bloga o to pytałam, ale doszło kilka nowych osób, więc pod tym rozdziałem możecie wrzucić jakiś kontakt, o ile chcecie być informowani.
Jestem bardzo, bardzo otwarta na każdą inną sugestię!
Moc uścisków i całusów xx

3 komentarze:

  1. Wiedziałam ! Nie wiem skąd, ale po prostu wiedziałam! Może jestem jakimś medium ? O.O Nie no w sumie chyba każdy się domyślił, że Ashton będzie tam z nią, lol :D Świetny rozdział, czekam na next ;) ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewne w przyszłości zdarzy się więcej takich "niespodzianek" (co można zauważyć już w następnym rozdziale - pomińmy czasowość mojego komentarza) :D
      Buziaki xx

      Usuń
  2. Hejka! To mój pierwszy komentarz i pierwsze styknięcie z twoim blogiem! Bardzo estetyczny przejrzysty -punkt dla ciebie. Będę wpadać :)
    zyciejestjakpieknysen.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Wyskrob te kilka słów, to dla mnie ogromna motywacja! ♥