wtorek, 27 października 2015

5. Ophelia


~Dziś wyjątkowo krótka notka na początku.~

Chciałabym z całego serducha podziękować Battle Scars. Jesteś naprawdę wielka, komentując każdy przeczytany rozdział. To naprawdę dodaje motywacji, więc jeszcze raz serdeczne dzięki ♥ Mam nadzieję, że rozdział się spodoba xx


~.♦.~.♦.~

And I can't feel no remorse
And you don't feel nothing back
And I don't feel no remorse
And you can't see past my blindness


Zamknęłam szkolną szafkę i aż podskoczyłam.
– Emily – syknęłam karcąco, wciąż łapiąc oddech.
Brunetka stała tuż obok, uśmiechnięta od ucha do ucha. W końcu zupełnie normalne było nagłe pojawianie się i straszenie ludzi na śmierć.
– Mellie – odparła jakby na przywitanie, nie przejmując się moim piorunującym spojrzeniem.
Nikt nie był na tyle ślepy, żeby nie zauważyć jej podekscytowania.
– Co się dzieje w świecie zakręconych chochlików? – zapytałam z uniesionymi brwiami, próbując odgryźć się za użyte przez nią zdrobnienie.
– Wiesz, naprawdę nie zgadniesz – odparła, a jej entuzjazm wcale nie malał. – Spotkałam się wczoraj z Jackiem. Jest cholernie wkurzony o ten mój wakacyjny wyjazd, choć sam będzie w tym czasie na obozie. Zresztą, ty też tam będziesz. – Spojrzała na mnie i klasnęła w dłonie. Chwyciła mnie pod rękę i chciała ruszyć do przodu, ale uparcie stałam w miejscu.
– Em, nie mogę...
– Mam dla ciebie misję. Tak naprawdę to nic takiego, rozumiesz. Po prostu oboje będziecie na tym obozie i, uh, tak wam zazdroszczę. Też chciałabym jechać, ale od dawna mam zaplanowane te wakacje i nawet nie należę do koła teatralnego...
Nieświadomie brunetka ciągnęła mnie do przodu.
– Emily, o co ci chodzi? Nie mam teraz czasu. – Spróbowałam wyrwać rękę z jej uścisku.
Do dziewczyny jednak nie dochodził sens moich słów. Albo po prostu postanowiła nie zwracać na to uwagi. A ja zaczynałam się irytować. Była przerwa na lunch, a w związku z nadchodzącymi wakacjami i wyjazdem postanowiliśmy omówić kilka ważnych spraw z grupą teatralną. Za pięć minut musiałam być w drugim skrzydle szkoły i nie miałam czasu wysłuchiwać historii Black. Zwłaszcza, że była tak zrozumiała jak pętle czasowe.
– Wiesz, Jack wyrzucał mi, że na plaży będą ci wszyscy faceci. Swoją drogą to będę miała niezłe widoki, nie żebym miała ochotę go zdradzać – powiedziała, z figlarnym uśmiechem brnąc do przodu.
– Emily, idę na próbę – oznajmiłam twardo, obracając się w druga stronę.
– Amy, jest przerwa i idziemy na stołówkę – odparła. Nie wiem, czy tylko wydawało mi się, że usłyszałam w jej głosie rozpaczliwa nutę.
– Przecież mówiłam ci, że mamy zaplanowane...
– Johannes zdecydowanie przesadza! Macie się zagłodzić na śmierć? Nie ma mowy! – Dziewczyna próbowała ciągnąć mnie w druga stronę. – To bestialskie, żeby zabierać wam wolny czas, zwłaszcza ten poświęcony na posiłek. Chodź, idziemy.
Spojrzałam na brunetkę uważnie. Jak zwykle była pełna energii, ale teraz... było odrobinę inaczej. Tak jakby starała się to udowodnić całemu światu. A mogła robić to tylko po to, żeby odwrócić moją uwagę od czegoś innego.
Westchnęłam.
– Dobra, gra skończona. Możesz wytłumaczyć mi w pięciu słowach, o co chodzi, albo spadam.
Emily popatrzyła na mnie zaskoczona i zmartwiona. Uniosłam wyczekująco brwi.
– Po prostu nie idź tam – powiedziała z rozpaczliwym przekonaniem w głosie.
Otworzyłam usta z autentycznego zdziwienia. Nie pomyślałam, że mogło chodzić jej akurat o to.
– Dlaczego?
– Och, Amy, chodź do tej cholernej stołówki – sapnęła. – Nie powinnaś pochwalić mnie za te pięć słów? Dokładnie pięć. Ja staram się odpowiadać na twoje prośby, ty też powinnaś zrobić to dla mnie – wyrzuciła z siebie na jednym wydechu. – A miałam cię poprosić o coś ważnego. Gdzie skończyłam? Zaraz, Jack, tak.
Prychnęłam. Brunetka umiała nieźle zdenerwować człowieka. Była uparta. Chyba nie liczyła, że naprawdę skupię się teraz na jej miłosnych rozterkach.
– Przepraszam, Emily, porozmawiamy o tym później – powiedziałam ugodowo, przybierając na twarz uśmiech, który miał w sobie odrobinę zdenerwowania. – A teraz powiesz mi o co chodzi?
– Ostatnio masz taki dobry humor – zaczęła, rzucając mi spojrzenia zabarwione troską. – A ten dupek ci go zepsuje.
– Och.
Ashton bóg–szkoły Irwin wrócił i sieje zamieszanie. Powinnam się tego spodziewać.
Black zacisnęła wargi, patrząc na mnie przepraszająco.
– Dlatego idziesz ze mną zjeść pyszną lasagne. Może tym razem nie będzie w niej banana – oznajmiła stanowczo.
– Doprawdy? I mam do końca życia unikać tego palanta? – prychnęłam.
Zdenerwowanie przerodziło się w złość. Bez przesady. Żarty innych mogły być przygnębiające, ale nie byłam jajkiem, które trzeba byłoby chronić. I to od czego? Przejścia korytarzem?
– Och, Amy. – Emily była zrezygnowana i sfrustrowana.
– Dzięki za ostrzeżenie. Smacznego. – Szybko uścisnęłam brunetkę, uśmiechając się z wdzięczności za jej dobre chęci, po czym ruszyłam do przodu.
Dziewczyna zaprotestowała, ale wkrótce zniknęłam za zakrętem. Wzięłam głęboki wdech. Może przyjaciółka niepotrzebnie mnie denerwowała? Irwin mógł już przecież stąd pójść.
Nie. Wciąż tu był. Stał w otoczeniu grupy kumpli, głośno się z czegoś śmiejąc. Przejechałam po nich spojrzeniem, dostrzegając Mike'a. Świetnie. Mój ulubiony duet.
Przejście obok nich nie musiało skończyć się katastrofa. Istniało prawdopodobieństwo, że nawet mnie nie zauważą. Zwłaszcza, że jedynie Ashton stał przodem do mnie.
Może w innym wszechświecie te nadzieje miały szanse na spełnienie.
Gdy tylko się do nich zbliżyłam, Irwin uniósł głowę. Na jego twarzy rozkwitł typowy, irytujący uśmiech. Nie odwracając ode mnie badawczego, wyzywającego spojrzenia, powiedział coś do znajomych. Wszyscy ryknęli śmiechem.
Poczułam gorąco na szyi. Wyraz twarzy blondyna i jego oczy nie pozostawiały wątpliwości, że mówił o mnie. Cała jego postawa rzucała mi nieme wyzwanie. Zareagujesz czy pójdziesz dalej? Jeden z jego kumpli właśnie odgrywał scenę mojego omdlenia, na co reszta znów się zaśmiała.
Panie i panowie, mamy zwycięzcę konkursu na najbardziej irytujący śmiech świata.
Mocniej zacisnęłam ręce na ramieniu torby. Już zdążyłam zrobić się wściekła. Mogłam ignorować docinki całej szkoły, ale ON nie miał prawa żartować z tego tematu. To była jego wina. Zniszczył moja szansę na karierę, zrobił ze mnie pośmiewisko i nie pokusił się o przeprosiny. A teraz odważył się ze mnie drwić. Jeśli myślał, że przejdę obok tego obojętnie, to był w olbrzymim błędzie.
Ruszyłam w ich kierunku. Ashton uniósł brwi, ale na jego twarzy wciąż widniał arogancki uśmieszek. Stojący obok Mike w końcu zauważył, że jego przyjaciel na kogoś patrzy i odwrócił się. Moją obecność skwitował szerokim uśmiechem.
– Chłopaki, patrzcie, kto postanowił do nas dołączyć – powiedział, zwracając na mnie uwagę reszty. – Może powinniśmy ustawić się w kolejce po autografy? – dodał z udawanym przejęciem.
Otoczyła mnie kakofonia dźwięków. Czy wspólny czas tej grupki polegał na wybuchaniu rechotem po każdym usłyszanym zdaniu?
Zignorowałam ich, choć nie mogłam powstrzymać delikatnego rumieńca wypływającego na policzki. Całą uwagę skupiłam na Irwinie. Starałam się, by moją odpowiedzią na jego prowokację było pewne siebie i wrogie spojrzenie. Pokazanie mojej niechęci za wiele by nie dało.
– Kotku, a podpisujesz się też na...
– Wszystko w porządku, Amy? – Ashton przerwał jednemu z chłopaków. – Bo wyglądasz nie najlepiej.
Chyba myślał, że był w jakikolwiek sposób ujmujący. Słodycz jego głosu nie mogła ukryć cynizmu.
– Jest okej, a u ciebie? – powiedziałam uprzejmie, po czym pochyliłam się do przodu i spojrzałam na niego z udawaną troską. – Och, Irwin, masz jakieś zaczerwienione oczy. Czyżbyś wczoraj znów płakał w poduszkę, czytając "Romeo i Julię"?
Blondyn był lekko zaskoczony moją odpowiedzią, ale szybko przybrał na twarz kpiący wyraz.
– Ja, w przeciwieństwie do ciebie, mam życie towarzyskie i ciekawsze rzeczy dorobienia wieczorami niż czytanie szekspirowskiego gówna.
– Doprawdy? Na przedstawieniu wydawałeś się dobrze zaznajomiony z wypowiedziami Romea – odparłam obojętnym tonem. – A może ta jęczydupa robi ci za męski wzór..?
Prawie wymsknęło mi się: "skoro ojciec cię zostawił?", ale szybko ugryzłam się w język. Dopiero kilka dni temu dowiedziałam się, że przed rokiem rodzice Ashtona się rozwiedli, a raczej jego ojciec znalazł sobie kochankę. To jednak byłby chwyt poniżej pasa, nawet biorąc pod uwagę, że miałam do czynienia z Irwinem. Wypowiedziane słowa wystarczyły natomiast, bym mogła z satysfakcja oglądać, jak chłopak zaciska szczękę i przełyka ślinę.
Kątem oka zauważyłam, że jakiś szatyn próbuje interweniować, ale Irwin uciszył go gestem ręki.
– Nie potrzebuję męskiego wzoru. Dziewczyny same wskakują mi do łóżka – odpowiedział ostrzejszym tonem.
– Tak, racja. Romeo był takim kretynem jak ty, ale męską dziwką bym go nie nazwała.
Patrzyłam z zimnym uśmiechem w rozszerzające się źrenice chłopaka. Po chwili rozluźnił się odrobinę i odpowiedział mi podobnym grymasem. Nie spieszył się z odpowiedzią, a jego oczy były we mnie utkwione. Dlaczego to zaczynało robić się krępujące?
– Ja za to nie wiedziałem, że taka z ciebie suka.
Nie udało mi się ukryć skrzywienia przechodzącego przez twarz. Z ust chłopaków wokół dobiegało przeciągłe "uuuu".
– Zawsze do usług. – Dygnęłam przed nimi.
Ukłon oznaczał koniec przedstawienia, więc odwróciłam się i wśród echa komentarzy zaczęłam się oddalać. Dopiero teraz zauważyłam, że podczas naszej wymiany zdań zgromadziła się tu mała widownia. Wciąż zdenerwowana, zaciskałam i rozluźniałam pieści. Ludzie posyłali mi zaciekawione spojrzenia. Nic dziwnego, skoro przez ostatni tydzień ignorowałam ich zaczepki, a teraz odbyłam pojedynek na słowa z, no cóż, bardzo popularnym i przystojnym chłopakiem. Mam nadzieję, że nie doczekał się jeszcze grona psychofanek, gotowych mnie za to poćwiartować.
Przez chwilę mechanicznie szłam przed siebie, prychając i złorzecząc Ashtonowi w myślach. Dopiero po kolejnym zakręcie korytarza dotarło do mnie, że przed spotkaniem z Irwinem byłam w drodze na zebranie. Przyspieszyłam kroku, choć już byłam lekko spóźniona. W efekcie do sali wpadłam zdyszana i rozzłoszczona. Wzrok wszystkich skierował się na mnie. Chyba powinnam cieszyć się z tej sławy – od dłuższego czasu znajdowałam się pod nieustannym ostrzałem spojrzeń. Doprawdy, nie wiem, czym się tak przejmowałam, skoro świetnie sobie radzę bez żadnej Szkoły Teatralnej.
– Przepraszam – powiedziałam, wślizgując się na ławkę obok Kathlyn.
Pani Maria jedynie kiwnęła głową, kontynuując wywód.
– Co mnie ominęło? – szepnęłam do siedzącej obok blondynki.
Z Kate znałyśmy się już w szkole podstawowej. Gdy wylądowałyśmy w rożnych klasach, zbliżyłam się do Emily i Lory. Utrzymywanie kontaktu z nieśmiałą blondynką ograniczało się obecnie jedynie do koła teatralnego i rzadkich, wspólnych wyjść.
– Niewiele. – Dziewczyna mruknęła do mnie cichutko. – Omówiliśmy tylko kwestię wyjazdu.
Pokiwałam głową, wiedząc, że Katlyn miałaby ochotę mnie zabić za ciągnięcie rozmowy, gdy wszyscy wokół siedzieli cicho i z uwagą słuchali pani Johannes. Jedynie Tom, nasz grupowy błazen, co jakiś czas wtrącał swoje komentarze, na co reszta uśmiechała się lub ciężko wzdychała.
Skończyliśmy kilka minut przed lekcją. Na szczęście zaplanowana na niej projekcja filmów nie wymagała zbytniej uwagi. Każdy z nas miał w głowie rajskie widoki, które roztoczyła przed nami Maria. Mieliśmy zamieszkiwać domki ulokowane nad rozległym jeziorem. Kilkadziesiąt metrów od naszego ośrodka znajdowało się morze. Wizja odpoczynku nie była jednak do końca prawidłowa – od początku wiedzieliśmy, że jedziemy tam głównie, by pracować. Codzienne próby teatralne i wiele ćwiczeń wcale nas nie zniechęcało. My właśnie z tego powodu się cieszyliśmy. Oto macie przed sobą grupę zapaleńców, skłonną poświęcić wakacje na rzecz intensywnego treningu.
Złapałam blondynkę po wyjściu z sali i szybko zgarnęłam stracone przez Irwina informacje. Upewniwszy się co do godziny wyjazdu, pozwoliłam dziewczynie lecieć do klasy pana Burbsa. Pokręciłam głową nad jej nadgorliwością. Wiem, że facet lubi wpisywać spóźnienia, ale to był ostatni tydzień roku szkolnego. Nawet gdyby poczuł taką chęć, co jest mało prawdopodobne, nic by to już nie zmieniło.
Razem z Andym ruszyłam na naszą rzekomą biologię.

~..~..~

Zakończenie roku szkolnego nieubłaganie się zbliżało. Cały tydzień wyglądał podobnie – czas spędzaliśmy albo na zewnątrz, podziwiając grę chłopaków, albo w klasach, oglądając filmy. Sielankowa atmosfera była przerywana jedynie moim spotkaniami z Irwinem. Ilekroć mijałam go na korytarzu, chłopak nie mógł darować sobie rzuconej w moją stronę uwagi. A ja nie pozostawałam mu dłużna. Nasze ostre wymiany zdań miały się jednak niedługo skończyć. Siedząc w piątek na auli i oglądając pożegnanie trzecioklasistów, zastanawiałam się, czy kiedykolwiek z niektórymi z nich zamienię jeszcze słowo. Nie żebym miała coś przeciwko zniknięciu Ashtona z mojego życia. Za każdym razem, gdy go widziałam, wyzwalał we mnie mieszankę niechęci i złości. To naprawdę nie są uczucia, których będzie mi brakować. Nasze miasto nie było jednak duże, a prawdopodobieństwo natknięcia się gdzieś na blondyna i owszem. Miałam nadzieję, że chłopak w końcu sobie odpuści. Przypadkowe spotkania w supermarkecie lub na imprezie nie zawsze będą się kończyć naszą kłótnią, prawda?
Zobaczyłam to oczami wyobraźni i nie mogłam powstrzymać uśmiechu na wizję nas jako staruszków, wciąż rzucających w siebie obelgami.
Opuściwszy w piątek szkołę, odetchnęłam z ulgą. W końcu wolna od tych wszystkich ludzi i ich docinek. W tym tygodniu skutecznie realizowałam moją politykę ignorowania ich i pozostawania w dobrym humorze, ale wychodząc z szarego budynku i mając przed sobą całe wakacje, dostrzegłam, jakim to było ciężarem. Teraz mogłam w spokoju cieszyć się obozem.
Sobota upłynęła mi na powolnym porządkowaniu spraw związanych z wyjazdem. Szeroko otwarta walizka leżała na środku pokoju, a na podłodze wokół panował mały zamęt. Ubrania rozrzucone były w kilka stert, z których każda się czymś cechowała. Największa była rzecz jasna ta z rzeczami, co do których nie byłam pewna. Potrzebne czy nie? Brać czy zostawić? Miałam przed sobą jeszcze cały dzień – wyjeżdżaliśmy w poniedziałek rano, więc niespecjalnie przejmowałam się embrionalnym stanem mojego spakowania. Wyglądając za okno, obserwowałam leniwe promienie ostrego słońca, które zdawały się wyciskać z wszystkiego ostatnie krople wody. Duszne powietrze powoli wtaczało się w moje płuca, a siedzenie na poddaszu tylko wzmagało pragnienie. Z rozmarzeniem pomyślałam o orzeźwiającym dzbanku domowego kompotu, który mógł na mnie czekać tylko jedną przecznicę dalej. Tak, sławny śliwkowy kompot rodziny Fostersów był idealny na upalne dni i szczerze współczułam ludziom, którzy nie mieli do niego dostępu. Bez entuzjazmu rozejrzałam się po pokoju i doszłam do wniosku, że i tak powinnam odwiedzić babcię przed wyjazdem. Czemu by nie zrobić tego teraz?
Wyszłam z domu, starając się cieszyć promieniami słońca z bezpiecznej, zacienionej alejki, prowadzącej do małego domku dziadków. Od kilku lat babcia mieszkała tam sama, za towarzysza mając jedynie adoptowanego psa. Nie chciała się przeprowadzać, bo dzieliło nas jedynie pięć minut spaceru. Gdy jej zdrowie zdecydowanie się pogorszyło, mama rozpoczęła poważne negocjacje, ale Anastasia była nieprzejednana. Tata mówił, że nie miałby nic przeciwko obecności babci w domu, ale musiałby się wtedy pozbyć żony. Istotnie, te dwie kobiety razem mogłyby doprowadzić do trzeciej wojny światowej w ciągu kilku dni. Nikt nie wiedział, jak zdołały przetrwać kilkanaście lat razem w tym niewielkim domku, który już po chwili wyłonił się zza zakrętu. Z uśmiechem na ustach otworzyłam furtkę, a umieszczone obok dzwoneczki cicho zabrzęczały. Dźwięk musiał dotrzeć do ogrodu z tyłu domu, gdyż już po chwili poczułam na sobie dwadzieścia kilogramów radości.
– Co tam, Molier? – Pogładziłam psa po pysku, a ten wdzięcznie odszczeknął.
Z powodu niewątpliwie płynącej w jego żyłach krwi border collie czasami naprawdę odnosiłam wrażenie, że sprytny kundel rozumie wszystko, co się wokół dzieje. Rozmowy babci z nim, z których tak lubiła prześmiewać się mama (choć sama kiedyś widziałam poważną Georgie, próbującą z zaangażowaniem opisać psu, jak działa nowa pralka – "Pomożesz staruszce, prawda, mądralo?") wydawały się wtedy być czymś więcej niż próbą zagłuszenia ciszy.
Pies, merdając ogonem, podprowadził mnie pod same drzwi, a następnie pokłusował gonić biednego kosa, który nieopatrznie oddalił się od swojego gniazda na szczycie miniaturowego klonu. Weszłam do środka, z ulgą witając falę chłodnego powietrza.
– Czeka cię marna śmierć, jeśli natychmiast nie zamkniesz tych wrót do piekieł! – Usłyszałam krzyk dochodzący z kuchni.
Pokręciłam głową, zatrzaskując drzwi i zrzucając ze stóp buty.
– Jak ja lubię twoje ciepłe powitania – burknęłam, schylając się, by przytulić kobietę siedzącą na krześle i pochylającą się nad krzyżówką.
Babcia szybko odwzajemniła mój gest, by po chwili znów zapatrzyć się w otwartą stronę gazety.
– Rada w starożytnych Atenach, 7 liter – mruknęła, w zamyśleniu stukając długopisem o stół.
Z uśmiechem popatrzyłam na wyryte w ławie bruzdy i ciemniejsze plamy pokrywające miejsce tuż obok gazety. Od kiedy pamiętałam, babcia z dziadkiem uwielbiali siadać przy tym stole z najnowszym wydaniem lokalnej panoramy i kubkiem zaparzonego rumianku w dłoni, po czym znikali w świecie rebusów i zagadek. Usiadłam z boku, podbierając ręce na łokciach i przyglądając się kobiecie. Dopiero gdy ta posłała mi niecierpliwe spojrzenie, zrozumiałam, że jej wcześniejsza wypowiedź była skierowana do mnie.
– Hmm...
W myślach powtórzyłam zadane pytanie, po czym wzruszyłam ramionami. Podniosłam się na nogi, by znaleźć upragniony kompot.
Babcia spojrzała na mnie.
– Niczego was nie uczą w tych szkołach? – wyburczała z niezadowoleniem, ale w jej oczach widoczne były wesołe ogniki. – Czy ty w ogóle zdałaś do następnej klasy?
Cicho się zaśmiałam, próbując jednocześnie zrobić groźną minę.
– Oczywiście. Od wczoraj na moim biurku spoczywa świadectwo ze wspaniałymi wynikami – powiedziałam z godnością.
Babcia zaśmiała się, ale teraz w jej spojrzeniu pojawiła się duma. Odłożyła długopis na stół i skupiła swoją uwagę na mnie.
– Niczego innego się nie spodziewałam – oznajmiła. – A teraz wyjmij z szafki szklanki, ja przygotuję kompot.
Podniosła się na nogi, klepiąc mnie po ramieniu i kierując się do lodówki. Po chwili obie siedziałyśmy na werandzie, z pysznym napojem na stoliku obok i Molierem raz po raz przynoszącym pod nasze krzesła różnorodne piłki.
– Dopiero co kupiłam mu nowe zabawki, a spójrz, co już z nimi zrobił – stęknęłam, unosząc w palcach porozrywaną, czerwoną kulkę, z której wychodziła wato-podobna substancja.
– Moli jest aktywny psiakiem, ot co. Nie leni się całymi dniami w domu, co zapewne planuje teraz robić większość nastolatków.
– Hej, ja jutro jadę na obóz – zaprotestowałam.
– Tak, wiem. – odparła babcia, posyłając mi spojrzenie mówiące, że tylko sobie żartuje. – Chyba już uporałaś się z tym przedstawieniem, co?
Przytaknęłam, patrząc na rosnące przede mną półdzikie róże. Ostatnio babcia nie miała tyle siły, by dbać o ogród, a mama zdecydowanie nie miała duszy ogrodnika. Zastanawiałam się nad tym, co chcę powiedzieć, ale słowa mimowolnie zaczęły opuszczać moje usta.
– Ostatnie tygodnie były okropne – wyrzuciłam z siebie. – Chwilami myślałam, że zacznę krzyczeć na wszystkich wokół, ale tak naprawdę cała złość była skierowana na Irwina.
Nigdy nie mówiłam nikomu, że zajście z przedstawieniem boli mnie bardziej, niż może się wydawać, ale chyba potrzebowałam wyżalić się chociaż raz. Żeby zostawić tą sprawę za sobą.
– Czyli widziałaś się z tym chłopakiem?
– Widziałam? – prychnęłam. – Musiałam znosić jego widok codziennie.
Babcia pokiwała głową.
– A w szpitalu?
– Tak, nie dał mi spokoju nawet tam.
Dopiero gdy poczułam na sobie uważne spojrzenie babci Any, zrozumiałam, że jej pytania nie było do końca zwyczajne. Nie zdawałam sobie sprawy, że ta wiedziała o wizycie Irwina w szpitalu.
– Widziałaś go?
– Tak, przyszedł, gdy opuszczaliśmy przychodnię – oznajmiła zwyczajnym tonem. – Był... bardzo przejęty całą sprawą.
– Niewątpliwie – burknęłam z ironią.
– Wydawał się zmartwiony – powiedziała ostrożnie.
Nie mogłam powstrzymać śmiechu.
– Babciu, nie wiem, czy rozmawiamy o tej samej osobie – stwierdziłam. – A nawet jeśli, to nie mam na to najmniejszej ochoty. Poznałam trochę Irwina przez ostatnie dwa tygodnie i wiem, że coś takiego jak wyrzuty sumienia w jego przypadku nie istnieje.
Poczułam na sobie jeszcze jedno przeciągłe spojrzenie, ale już po chwili babcia wołała do siebie Moliera i nakłaniała go do oddania gumowej kaczki. Odetchnęłam, spychając myśli o Ashtonie głęboko w zakątek umysłu. Na pewno nie był osobą, jaką widziała go babcia. Nie, zdecydowanie nie. Babcia okropnie pomyliła się w jego ocenie.
Wróciłam do domu pod wieczór, ale zobaczywszy chaos panujący w moim pokoju, z ulgą powitałam telefon od dziewczyn, każących mi stawić się na pożegnalnej imprezie.

~..~..~

W niedzielnym poranek obudził mnie dzwonek telefonu. Mrużąc oczy przed światłem wpadającym zza niezasłoniętych rolet, zobaczyłam na wyświetlaczu imię Katlyn.
– Hmm, co jest? – wymruczałam, wciąż próbując się obudzić.
Powrót o tak późnej porze nie był najlepszym pomysłem. Było już po jedenastej, a ja nadal rozpaczliwie potrzebowałam snu.
– Amy, gdzie ty jesteś? – Usłyszałam zdenerwowany głos blondynki, który postawił mnie do pionu.
– Nadal w łóżku – przyznałam, głowiąc się nad tym, gdzie powinnam być.
Obiecałam pomóc jej się spakować? Chyba nie miałam aż tak dobrego serca, żeby zgodzić się na to o takiej wczesnej porze?
Dotarł do mnie urywany oddech.
– Powiedz, że żartujesz – odparła dziewczyna piskliwym głosem.
– Kate...
– Czekamy tu na ciebie od 15 minut!
Zamarłam z telefonem przy uchu. Gdy usłyszałam głos Johannes i Toma, wiedziałam, kto i dlaczego na mnie czeka.
Cholera.

~..~..~


Rozdział z poślizgiem, ale za to wyjątkowo długi. Rzecz jasna ma swoje niedoskonałości, ale z niektórych scen jestem zadowolona, więc wałkowanie go pięćdziesiąt razy nie okazało się bezsensowne. Jeśli jakiś nowy ("nienowy" też może być, nie dyskryminuję Was xD) czytelnik tu zbłądził, to łaaaadnieee proszę o choć króciutki komentarz. Jestem też otwarta na krytykę, więc jeśli coś Wam nie pasuje, to piszcie, nie zjem Was za to :3 Do następnego miśki xx


10 komentarzy:

  1. Od czego zacząć?
    Może od tego, że absolutnie kocham, kocham, kocham Ashtona, więc FF o nim to dla mnie czysta rozkosz? :)
    To ważne, ale ważniejsze jest to, że po prostu doskonale piszesz!
    Zaciekawiłaś od razu i...awww <3
    Ash <3
    Pomimo tego, że raczej nie pochlebiam takiego chamskiego zachowania w stosunku do Asha (:P), to nie powiem, bohaterka nieźle się mu odgryzała :D
    Przepraszam za taki krótki i nieskładny komentarz, ale klawiatura na telefonie mi nie sprzyja :(
    itisnotourloveaiff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy komentarz jest na wagę złota ♥ A dobrze znam to, gdy czyta się coś na telefonie...
      Aww dziękuję za te miłe słowa. Wiem, że Ash jest tu magicznym, przystojnym magnesikiem przyciągającym czytelników (no kto go nie kocha? ♥), ale postaram się nie ograniczać do peanów na jego cześć i pokazać, że zasłużyłam na komplementy X"D
      Całuski

      Usuń
  2. Moją opinię na temat tego rozdziału już znasz, więc głupio byłoby się powtarzać... X"D
    Dlatego może...
    Pobawię się w fangirl!
    ASHASHASHSŁOOODZIAKUUUU MIZIAŁABYM CIĘ PO TYCH TWOICH CUDNYCH KŁACZKACH DZIEŃ I NOC! TAKI BADNIEBAD! MAM PRZECZUCIE, ŻE JESTEŚMY SOBIE PISANI! ♥
    Albo krytyka, który nawet w świetnym tekście doszuka się czegoś, czego tam być nie powinno.
    Sam tekst jest przyzwoity, ale jestem zmuszona upomnieć Cię w sprawie tych drażniących odstępów między linijkami. Jestem pewna, że można je jakoś zlikwidować, więc proszę się tym zająć.
    Lub gluta.
    Yyyy, nooo... Baardzo fajny rozdziaał. Ten... No... Czekam na następny...
    Uuuu, mogę też zostać ziooomem!
    Joooł, zajebiście Ci laska poszło! Propsy!
    Tak wiele twarzy w jednym ciele ♥
    PISZ SZYBCIUTKO KOLEJNE ROZDZIAŁY
    BUZIBUZICMOKCMOK
    lovki max

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kłóciłabym się z faktem wcześniej wystawionej opinii, ale te 50 twarzy Ćwoka ją uzupełniło :3
      Hehs odstępy były trochę umyślnym efektem X"D (zgapiam emotkę, widzisz?) Jako oaza wyrozumiałości i empatii, rozważę jednak Twój wniosek.
      Au revoir xx

      Usuń
  3. Wpadłam tu, ponieważ zostawiłaś link u mnie w spamie :3
    Masz cudowny wygląd bloga! Taki łagodny, taki, jaki lubię.
    Co do treści, bardzo mi się podoba. Da się wciągnąć w tę historię. No i, rzecz jasna, uwielbiam Irwin'a <3
    Piszesz bardzo, że tak powiem, ładnie. Wszystko lekko się czyta, co jest na plus. Pozdrawiam cieplutko i zapraszam do zapoznania się z moją historią :*
    http://ksiezyciblake.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za odwiedziny i miłe słowa ♥
      Na pewno za niedługo zostawię po sobie jakiś ślad u Ciebie, a na razie zabieram się za czytanie xx

      Usuń
  4. O Jezu.. *-* Jakie cudowne. ♥
    Bardzo, ale to bardzo mi się podobał rozdział. ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ślicznie dziękuję ♥
      Liczę, że następne też Ci przypadną do gustu.
      Moooc uścisków xx

      Usuń
  5. Okej, zacznę od początku. Dzisiaj zauważyłam to ff i się w nim zakochałam ♥ Po prostu kocham kłótnie Amy i Ashtona! Uwielbiam jej babcię, a końcówka w tym rozdziale świetna! Nie mogę się doczekać kolejnego.♥ Pisz szybko kochana !♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Usłyszeć takie słowa to wspaniałe, fenomenalne i obłędne uczucie!
      Świetnie, że ktoś podziela moją miłość do babci Any :D
      Ślę całusy xx

      Usuń

Wyskrob te kilka słów, to dla mnie ogromna motywacja! ♥