sobota, 9 kwietnia 2016

10. Open Season


And this is open season,
Time is up, time to be leaving
Head on down this very arbitrary road
Armor up, and say your prayers
from underdogs and millionaires


– Może pomóc?
Chłopak wszedł po schodach, a ja nadal nic z siebie nie wydusiłam. Szatyn na chwilę utkwił spojrzenie w mojej twarzy, ale zanim zdążyłam poczuć się niezręcznie – a raczej bardziej niezręcznie – odwrócił wzrok i nieśpiesznie rozejrzał się dookoła. To pozwoliło mi wziąć się w garść.
– T-tak – wykrztusiłam, by szybko się poprawić: – Przydałaby się pomoc.
Chłopak promiennie się uśmiechnął, po czym zbliżył o krok i z zainteresowaniem zerknął na punkt nad nami.
– Gdzieś tutaj leży klucz do drzwi – wyjaśniłam i machnęłam ręką w ramach podkreślenia swoich słów. – Nie mogę go dosięgnąć – dodałam, wycofawszy się.
– Można było zauważyć – szepnął żartobliwie, od razu przystępując do poszukiwań.
Obserwowałam go z uwagą. Dość dziwnie było widzieć chłopaka w zwykłym T-shirtcie zamiast lekarskiego kitla czy marynarki. Mimo wszystko, nadal zachował pewien posmak elegancji wokół swojej osoby. Jako mój wybawiciel w pełni oddawał przeszukiwaniu dłonią zakurzonej nadbudówki i coraz bardziej marszczył przy tym brwi, a ja czułam się onieśmielona. Nie chciałam, by nasze spotkanie tak wyglądało. Stanie obok i przyglądanie się pracy chłopaka dało mi co prawda chwilę na zastanowienie, ale nadal nie podjęłam decyzji, czy mam nawiązać do naszego poprzedniego spotkania. Jeśli tak, powinnam w końcu wyjaśnić sprawę mojej czaszki? Istniało też przecież spore prawdopodobieństwo na to, że praktykant nawet mnie nie pamięta.
Podczas gdy ja oddawałam się tym rozważaniom, stojąc z boku, on opuścił dłoń na dół i z westchnieniem ulgi nią potrzepał.
– Całe szczęście, że nie wybrałem chirurgii jako specjalizacji – odnotował z półuśmiechem i podniósł wzrok na mnie. – Przykro mi, ale z pewnością nie ma tu twojej zguby.
Jego czoło wciąż było zmarszczone, jakby był tak samo zaskoczony rozwojem sytuacji co ja. Przecież Irwin nie mógł wziąć klucza ze sobą – nie po tym, jak się umówiliśmy. Nawet po moich znamiennych doświadczeniach z nim, trudno było uwierzyć, że miał na tyle tupetu, by to zrobić. Nie powiedziałabym też, że był aż tak roztargniony i zabrał klucz przez przypadek.
Mogłam również wziąć pod uwagę zupełnie inną opcję. Taką zakładającą, że mój współlokator cały czas siedzi w swoim pokoju.
– Naprawdę dziękuję za pomoc – zwróciłam się do stojącego przede mną szatyna. – I przepraszam za niepotrzebne nadwyrężanie ręki. Pewnie zazwyczaj służy ci do przyjemniejszych rzeczy – dodałam pospiesznie, lustrując drewniane ściany za mną.
Z sekundowym opóźnieniem usłyszałam zduszony śmiech chłopaka. Odwróciłam do niego głowę i zamarłam.
– Boże, przepraszam. Przepraszam, źle to zabrzmiało. Okropnie to zabrzmiało – wyrzuciłam z siebie.
– Faktycznie, niezbyt trafnie. – Nie powstrzymywał śmiechu.
Chciałam zapaść się pod ziemię, ale zobaczyłam tak szczere rozbawienie w ciemnych oczach chłopaka, że samoistnie dołączyłam do chichotu. Okazało się to o niebo lepsze od powstrzymywania rumieńców czy wymyślania, jak obronić się przed kpinami. Gdy przestaliśmy się śmiać, poczułam, że przepaść niezręczności pomiędzy nami wypełnia się czymś na kształt swobody i przyjacielskości. Odwzajemniłam uśmiech szatyna, a on kiwnął głową w kierunku drzwi.
– Więc jak się dostaniesz do środka?
– Och, wychodzi na to, że mój współlokator cały czas jest w środku.
Szatyn jedynie uniósł w zdziwieniu brwi, a ja podeszłam i zastukałam w drewno. Jak się spodziewałam, nie doczekałam się żadnej odpowiedzi.
Będę musiała przystąpić do akcji w bardziej bezpośredniej formie – westchnęłam w duchu, po czym zwróciłam się do chłopaka:
– Jeszcze raz dziękuję. Teraz już powinnam poradzić sobie sama.
– Powinnaś? – Chwycił się wątpliwości w mojej wypowiedzi. – To chyba byłoby nieodpowiedzialne, gdybym teraz cię tu zostawił. Bądź co bądź, należę do personelu. – Potrzepał nieistniejącą oznakę na swojej piersi.
– Wystarczy, że obudzę Irwina, i już będę w środku.
– Zaczekam.
Część mnie chciała zaprotestować – chłopak, w dodatku nieznajomy, nie musiał tu sterczeć o nieludzkich godzinach tylko po to, żebym bezpiecznie przekroczyła próg swojego domku. Nie czekając jednak na moje obiekcje, szatyn przysiadł na balustradzie i spojrzał na mnie wyczekującą. Wzruszyłam ramionami i skierowałam się na tyły budynku. Wolałam budzić Irwina bezpośrednio przez jego okno niż dobijać się do drzwi cztery godziny po ciszy nocnej.
Grunt wokół był nierówny, a światło latarni nieszczególnie docierało do tak odległego od ścieżki miejsca. Poczułam na odsłoniętych stopach kłujące objęcia nieprzyjaznego krzaka, którego nie udało mi się wyminąć. Na szczęście gałęzie sosen rosły zbyt wysoko, by spróbować dobrać się do mojej twarzy.
Szybko stanęłam pod oknem. Znajdowało się akurat na takim poziomie, bym mogła energicznie stuknąć w szybę bez nadmiernego wyciągania się. Powtórzyłam czynność kilka razy, jednocześnie wykrzykując cicho nazwisko chłopaka.
Przyczyna całego zamieszania miała twardy sen i gdy już zaczęłam się denerwować, doszedł do mnie szmer zza ściany. Po chwili usłyszałam szarpnięcie klamki i głowa Ashtona wynurzyła się zza szyby. Chłopak patrzył na mnie przez kilka długich sekund z przymrużonymi powiekami, zanim jego oczy rozjaśniło rozpoznanie.
– Amy? – wychrypiał. – Co ty tam robisz?
Odkaszlnął i przetarł twarz dłońmi. Był naprawdę rozespany, co zapewne oznaczało, że dogadanie się z nim będzie trudniejsze niż zazwyczaj.
– Otwórz drzwi – oznajmiłam, przystępując z nogi na nogę.
– Drzwi? – powtórzył z niezrozumieniem. – Chwila, ty jeszcze nie śpisz?
– Tak, geniuszu, nie śpię – prychnęłam. – A teraz rusz się i otwórz drzwi – dodałam przed odejściem.
Miałam nadzieję, że przekaz został zrozumiany i wróciłam na przód budynku. Zastałam szatyna maszerującego po drewnianym podeście.
– I jak?
– Myślę, że dobrze.
Przerwał nam Irwin pojawiający się w wejściu. Nie spodziewałam się, że zajmie mu to tak mało czasu. Podeszłam bliżej i odnotowałam, że – całe szczęście – tym razem pokusił się o ubranie na siebie czegoś więcej niż bokserki, w których zapewne spał. Może moje poranne wskazówki odniosły skutek i chłopak nie będzie już paradował z gołą klatą?
– Byłem przekonany, że jesteś już w swoim pokoju – oznajmił. Nadal nie do końca pozbył się ospałości z głosu. – Dlatego zamknąłem... O. – Jego spojrzenie utknęło gdzieś nad moim ramieniem. – Nie wiedziałem, że nie jesteś sama. – Zmienił ton na ostrożniejszy.
Odwróciłam głowę i zobaczyłam, że praktykant ze szpitala stoi tuż za mną.
– To jest... – Zdałam sobie sprawę, że nie znam imienia chłopaka.
– Jerome.
Szatyn wyciągnął rękę do Irwina, a mi posłał uśmiech, jakby mówił: "Nie znałaś mojego imienia? Nieładnie."
– Wiem, słyszałem dziś rano. – Blondyn krótko uścisnął jego dłoń. – Ashton – powiedział i rzucił mi szybkie spojrzenie. – Już wam nie przeszkadzam. Perspektywa powrotu do łóżka jest zbyt kusząca, by nie skorzystać.
Uśmiechnął się leniwie i wycofał do środka, zanim zdążyłam zaoponować. Może to i dobrze – przecież nie musiałam się przed nim tłumaczyć. Z drugiej strony, ja sama miałam zamiar zniknąć w domku jak najszybciej.
– Jeszcze raz dziękuję za pomoc – rzuciłam i sięgnęłam do klamki.
Zatrzymało mnie chrząknięcie szatyna.
– Naprawdę zamierzasz uciec, nie zdradzając swojego imienia? – zapytał rozbawiony.
Zacisnęłam na sekundę oczy, po czym odwróciłam się w jego stronę.
– Nie, jasne, że nie – zaprzeczyłam. – Po prostu to nie nasze pierwsze spotkanie i przez to mam wrażenie, że ten etap już za nami. – Moje usta same zdecydowały, co powinny zdradzać. – Jestem Amelia.
– Miło mi. – Jerome nadal wydawał się rozbawiony. – Teraz już mogę pozwolić ci na ucieczkę. – Zatoczył ręką koło w kierunku drzwi.
– Dzięki. – Przewróciłam oczami na jego wielkoduszność. – I do zobaczenia.
– Tak, dobranoc.

~..~..~

Niedosypianie przez kilka dni z rzędu z pewnością nie wpływało korzystnie na humor i może to dlatego wstałam z łóżka lewą nogą. Zapowiadał się kolejny gorący dzień – promienie słoneczne wwiercały się w moją twarz już przez niedosuniętą zasłonę, a po wyjściu na zewnątrz doszło do tego, że rozważałam wskoczenie do rozpościerającego się przede mną jeziora. Przeżyłam jednak śniadanie wraz z towarzysząca mu wiadomością, która osłodziła mi trochę nadchodzący dzień. O dziesiątej mieliśmy zacząć próby i aż do obiadu pozostać w ośrodku. Następnie Johannes obiecała w końcu zapoznać nas z „wielkim projektem", o którym wczoraj mówiła. Stwierdziła, że wieczór zostawi nam wolny i każdy sam zadecyduje, czym chce się zająć, bo „możemy mieć sporo do przemyślenia". Po takiej zapowiedzi każdy zachodził w głowę, o co chodzi. Ja dodatkowo cieszyłam się, że nikt nie będzie mnie dzisiaj zmuszał do siedzenia w okropnej spiekocie.
Moje samopoczucie było więc dużo lepsze niż rano. Pozostawało takie aż do czasu, kiedy, podczas gdy ja myłam zęby, w drzwiach łazienki pojawił się Irwin. Zatrzymałam rękę ze szczoteczką, a chłopak jak gdyby nigdy nic podszedł do umywalki, przy której stałam. Ostatni raz widziałam go w nocy i myślałam, że jest tu, bo ma do mnie jakaś wydumaną sprawę – w jego wypadku zapewne nic przyjemnego. On jednak chwycił pastę i szczoteczkę.
– Gdybyś nie zauważył, jest zajęte – oznajmiłam, ukradkiem sprawdzając w lustrze, czy nie mam piany na brodzie.
– Mycie zębów jest dla ciebie zbyt intymne, żebym mógł robić to samo obok? – zapytał kpiąco.
– Nie, po prostu dzień był naprawdę wspaniały, gdy nie miałam z tobą żadnej styczności.
Ostentacyjnie wróciłam do szczotkowania, by dać Irwinowi znać, że nie ma żadnych szans na dalsze słowne przepychanki. Wystarczyło mi jego towarzystwo tuż za ścianą i przypadkowe zejścia się w przedpokoju. Lub przymusowe spotkania, jak zeszłej nocy. To i tak było wystarczająco, by rzutować na mój humor. Choć muszę przyznać, że ostatnio nasze relacje były odrobinę lepsze. Nie rzucaliśmy w siebie nawzajem takimi złośliwościami, jak w szkole. To oczywiście nie znaczyło, że lubię go choć trochę bardziej... a raczej, że nie cierpię go ani trochę mniej. Było to jedynie lekkie ułatwienie, na które chyba oboje przestaliśmy dla naszej wygody. Nadal jednak nie wyobrażałam sobie mieć z nim żadnych przyjacielskich stosunków, a wspólne szczotkowanie było temu zbyt bliskie, by móc po prostu je zaakceptować.
Jak się jednak domyślałam, Irwin nie zamierzał poprzestać na higieny jamy ustnej.
– Nie spodziewałem się tego po tobie.
Spojrzałam na niego z niezrozumieniem pomieszanym z nieufnością. Zauważyłam, że nie patrzył w moim kierunku, a jedynie mechanicznie czyścił zęby. Szykując się na dłuższą pogadankę, wyplułam pastę z ust – było coś irracjonalnie krępującego w robieniu tego przy nim.
– Nie spodziewałeś się czego? Mycia zębów?
Chłopak jedynie prychnął pod nosem.
– O co ci chodzi?
– Nie myślałem, że jesteś typem dziewczyny, która w pierwszą noc przyprowadza ze sobą faceta – wyjaśnił z nonszalancją.
Rumieniec wypłynął na moje policzki.
– To nie tak – zaprzeczyłam.
Irwin przerzucił na mnie spojrzenie. Uśmiechał się.
– Jerome tylko pomagał mi w szukaniu klucza. Przecież nawet nie wszedł do środka – wytłumaczyłam się ekspresowo.
– Nie?
– Nie.
Poczułam ulgę, wiedząc, że wszystko jest wyjaśnione. Nie chciałam uchodzić za taką osobę. Sugestia Irwina wywołała we mnie zażenowanie, które teraz powoli znikało. Pozostałe miejsce wypełniało jednak coś innego – nagły gniew. Czemu ja się przed nim usprawiedliwiałam? To on wyciągnął błędne wnioski i powinien mnie za nie przeprosić. Tymczasem kajałam się przed nim jak dziecko przyłapane na podjadaniu ciastek przed obiadem.
Nerwowym ruchem odkręciłam kran i wypłukałam usta, po czym wytarłam twarz ręcznikiem. Chciałam coś powiedzieć, ale byłam przekonana, że i tak jestem już na przegranej pozycji. Powinnam po prostu opuścić tę jaskinię wstydu.
Zdobyłam się na spiorunowanie chłopaka wzrokiem i relatywnie spokojne odejście. Byłam już przy drzwiach, gdy przygryzłam wargę i dosłownie na sekundę odwróciłam się do blondyna.
– Nie oceniaj mnie według swoich standardów – rzuciłam, a następnie wyszłam.
Szybko zaszyłam się w swoim pokoju. Moje policzki nadal były ciepłe, co wyraźnie odczuwały umieszczone na nich dłonie.
Zachowywałam się niedorzecznie.
Chwyciłam telefon w dłoń z zamiarem udania się na zbiórkę. Miałam jeszcze trochę czasu, ale świeże powietrze naprawdę dobrze mi zrobi.
O co on mnie w ogóle oskarżał?
Już przymierzałam się do odpowiedzi samej sobie w myślach, ale urządzenie w mojej ręce zawibrowało. Zastanawiałam się, komu nie wystarczają wysłane smsy. Odpowiedź była prosta.
– Emily – przywitałam się.
– Amellie. – Usłyszałam jej podekscytowany głos. – Czemu nie dzwonisz? Jak tam obóz? I o co chodzi z Irwinem?
Zasłoniłam dłonią oczy, powstrzymując zarówno zrezygnowane westchnienie jak i śmiech. W moich krótkich SMS-owych sprawozdaniach tylko pobieżnie zarysowałam obozową sytuację. Nie chciałam, by ktokolwiek przejął się moim współlokatorem. Ems oczywiście wydawała się tą wizją raczej podekscytowana. W jej głosie słychać było głównie zaciekawienie, ale gdzieś tam czaiło się też lekkie zmartwienie.
– Minęły tylko dwa dni – zauważyłam rozbawiona.
– Dwa dni to kupa czasu! Mogłaś już zdążyć znaleźć miłość swojego życia. Albo chociaż tego obozu – wytknęła. – Ewentualnie spiec się na raka i utopić w morzu.
– Za twoją radą ograniczę moje kontakty z plażą do minimum. – Wykorzystałam jej słowa do własnej korzyści.
Zgodnie z oczekiwaniami odpowiedziało mi przeciągłe westchnienie.
– Masz wrócić opalona, rozumiesz?
– Nie do końca.
Odpowiedzią na moje oświadczenie była zaskakująca cisza.
– Dobra, skończmy to odwlekanie tematu – powiedziała nagle Emily.
Przysiadłam na łóżku i opadłam na miękką kołdrę.
– Jack jest grzecznym chłopcem – oznajmiłam, przejeżdżając palcem po niebieskich kwiatach na pościeli.
Ciekawe, czy Irwin też śpi otoczony kwiatuszkami – zastanowiłam się.
– Jest? – spytała.
Szczerze powiedziawszy, na chłopaka Black zwróciłam uwagę tylko wczoraj na plaży. Grał w siatkówkę otoczony wianuszkiem dziewczyn, ale uznałam to za dość grzeczne zachowanie.
Potwierdziłam mruknięciem.
– Tak, czemu miałby nie być... Ale nie o to mi chodziło. Jak tam Ashton?
Głęboko odetchnęłam.
– Tak irytujący jak zawsze.
Od słowa do słowa doszło do tego, że streściłam dziewczynie wydarzenia ostatnich dni. Po kilku próbach nakłonienia mnie do bliższego zapoznania z Jeromem, Emily pożegnała się, mówiąc, że musi dokończyć pakowanie. Jutro wyjeżdżała na wakacje i obiecała skontaktować się ze mną przez skype'a podczas grzania tyłka na karaibskiej plaży.
Wybiegłam na ćwiczenia. Zaskoczyłam się, widząc na sali Irwina. Nie przypuszczałam, że będzie chodził na spotkania naszej grupy teatralnej. Co prawda, mieliśmy na nich spędzać ogromną ilość czasu, więc pewnie nie mógł po prostu tkwić w pokoju czy rozbijać się po mieście. Stał przy niewielkiej scenie. Za kurtyną kręciło się kilka osób, a reszta siedziała na parapetach przy przestronnych oknach. Ich otwarcie pewnie wzmocniłoby akustykę, ale, na Boga, miałam serdecznie dosyć panującej na zewnątrz Sahary.
– Przychodzisz dzisiaj na dziękczynne ognisko? – Usłyszałam głos dochodzący z tyłu.
– Za co dziękujemy? – Odwróciłam się do Andy'ego.
– Klimatyzację.
Roześmiałam się na rozłożone ramiona chłopaka i jego głowę skierowaną do góry.
– Można składać ofiary z ludzi – powiedział zachęcającym tonem.
– Tym mnie chcesz przekonać? – prychnęłam.
– Na pewno jest ktoś, kogo chętnie wrzuciłabyś do ogniska. – Uniósł znacząco brwi i spojrzał w kierunku sceny.
Przewróciłam oczami z uśmiechem.
– Potrafisz być irytujący, ale aż tak cię nie nienawidzę – powiedziałam żartobliwie i dałam mu kuksańca w ramię.
W tym momencie na sali rozległo się donośne klaśnięcie. Johannes stała na środku sceny i próbowała ściągnąć na siebie uwagę wszystkich zebranych. Szybko jej się to udało. Z życiem przeszliśmy do działania, bo odkąd wybraliśmy nową sztukę do wystawienia, czekało na nas dużo pracy. Co prawda role nie zostały jeszcze przydzielone, ale i bez tego było sporo problemów do rozwiązania. Musieliśmy opracować własny konspekt przedstawienia, czym właśnie dzisiaj się zajęliśmy. Przeplatanie kwestii organizacyjnej z licznymi ćwiczeniami mogło nieźle dać się we znaki. Był to jednak pierwszy dzień, więc każdy promieniował entuzjazmem i chęcią działania. Nawet Irwin nie przeszkadzał tak, jak się tego spodziewałam. Kręcił się, ku mojemu zaskoczeniu, w grupce znajomych Jacka, i chwilami odnosiłam nawet wrażenie, że jego obecność tutaj nie ogranicza się jedynie do pochłaniania tlenu. Gdy siedziałam przy Johannes ze swoją kopią scenariusza i wspólnie komentowałyśmy coraz to dalsze części, zauważyłam, że blondyn także usiadł obok nas i z czymś na kształt zainteresowania przegląda kartki trzymane w dłoniach. Byłam tak zdziwiona, że na chwilę zapomniałam o mojej zatwardziałej nienawiści oraz chęci unikania jego osoby i otwarcie się w niego wpatrywałam. Trwało to, dopóki nie poderwał do góry głowy. Złapawszy moje spojrzenie, wyprostował się. Już chciałam odwrócić wzrok, czując się skrępowana jego niezwyczajnym wyrazem twarzy – oraz bądź co bądź tym, że na niego patrzyłam – gdy ten łobuzersko się uśmiechnął i puścił mi oczko. Następnie głębiej zapadł się w krześle i powrócił do studiowania arkuszy, ale tym razem widać było, że jest w to kompletnie niezaangażowany. Wrócił ignorancki dupek, którego głównym zajęciem było leniwe rozglądanie się po sali.
Przygryzłam ołówek trzymany w dłoni. Przez sekundę zastanawiałam się, co tak właściwie widziałam, ale szybko nabrałam ochoty, by wykopać własny tyłek za okno. Irwina coś zainteresowało, a ja, jak głupia, wpadłam przez to w szok. To było przecież normalne – nawet ktoś takijak Ashton musiał czymś zajmować myśli. Chyba po prostu fakt, że zaintrygowało go coś związanego z teatrem, coś tak bardzo mojego, wywarł na mnie nadzwyczajne wrażenie.
W pełni skupiłam się na ćwiczeniach, nie pozwalając sobie już na bujanie w obłokach. Nim się obejrzałam, nadszedł czas obiadu, a zaraz po nim znów zgromadziliśmy się w naszej pseudo-teatralnej sali. Wszyscy zajęli miejsca na podłodze i oddali się leniwej konwersacji. Dopiero przybycie Johannes zmusiło mnie do podniesienia głowy z kolan Katlyn i usiądnięcia po turecku.
– Przykro mi przerywać wam taką przyjemną chwilę – powiedziała głośno nauczycielka – ale moje informacje też powinny was ucieszyć. – Na sali rozległ się szmer rozemocjonowanych głosów. Pani Maria uśmiechnęła się i przejechała wzrokiem po wszystkich. – Długi czas zastanawiałam się, co mogłoby uczynić ten obóz jeszcze ciekawszym i pożyteczniejszym. Odpoczynek i dalsze ćwiczenia są zajmujące, ale pomyślałam, że postawienie przed wami długoterminowego wyzwania da lepsze efekty, a przy okazji pozwoli mi sprawdzić wasze umiejętności w środowisku innym od teatralnej sceny. Organizacja takiego przedsięwzięcia nie była łatwa. Mimo że wciąż mam pewne obawy związane z niektórymi aspektami, sądzę, że mogę was już zapoznać z Wielką Grą.
W pomieszczeniu zapadła uroczysta cisza. Każdy bez wyjątku wpatrywał się w Johannes i czekał na ciąg dalszy. Wyprostowałam plecy, uciszając myśli, które mnożyły się w mojej głowie. Nasze umiejętności będą sprawdzane poza sceną... czyli w prawdziwym życiu? A może chodzi raczej o warsztaty na plaży czy w miasteczku?
– Zacznijmy od końca, czyli od nagrody! – Johannes wróciła do wyjaśnień. – Na osobę, która najlepiej poradzi sobie z zadaniem, czeka główna rola w nadchodzącym spektaklu. Kto zostanie Hermią, a kto Lizandrem?* Wszystko okaże się w ciągu nadchodzących dwóch tygodni.
Przez pomieszczenie przepłynął pomruk zaskoczenia. Uzależnianie całego przedstawienia od jednego ćwiczenia, niezależnie jak dużego, było ryzykowne. Główna rola nie była czymś do przydzielenia od tak, żadna rola nie była. Tu nie chodziło nawet o umiejętności, ale o dopasowanie do danej postaci. Poczułam niemrawy dotyk niepokoju, który jak mrówki spacerował po moim ciele. Czy ta sytuacja zwiększała moje szanse? Nie miałam jeszcze żadnych informacji i nie byłam na tyle lekkomyślna, by wierzyć, że od tak pokonam całą resztę w nadchodzącym wyzwaniu. Byłam dobra, naprawdę dobra, jednak bardziej wierzyłam w swoje zdolności aktorskie sprawdzane w ramach castingu, a nie podczas niewiadomego zadania, które miało być tak długie. Johannes najpewniej chciała nas jak najbardziej zmotywować, ale musiała także pokładać olbrzymie nadzieje w tym projekcie.
– A na czym będzie polegała Wielka Gra? Na bezustannej grze! Przecież „Świat jest teatrem, aktorami ludzie". Sprawdzimy tę maksymę i wasze umiejętności jako bohaterów sztuki życia. Dostaniecie zadanie, niełatwe zadanie – będziecie musieli wczuć się w różne osoby, żyć jak one. Niemalże bez przerwy. Czy byłoby to jednak takie trudne? Cały czas wcielacie się w grane postacie i jesteście z tym dobrze oswojeni. Dlatego postanowiłam połączyć was w pary lub trójki. Głównym zadaniem będzie więc odgrywanie ról przez pryzmat łączących was relacji. Jak to jest być przyjaciółką, chłopakiem, żoną czy znienawidzonym sąsiadem? Będziecie mogli przekonać się w ciągu najbliższych dni, poświęcając połowę swojej doby na to zadanie. Tak, dwanaście godzin dziennie, od ósmej rano do ósmej wieczorem. Będą się oczywiście zdarzać wyjątki. Czasami dam wam wolne, ale – zawiesiła głos – częściej zapewnię nadprogramowe godziny.
Gdy tylko kobieta zamilkła, na sali zapanował niesamowity gwar. Wszyscy wokół rzucali słowami. Nie miałam pojęcia, czy kierują je do innych, chcą uzyskać odpowiedź ode mnie, a może po prostu, tak jak ja, nie znajdują w swojej czaszce miejsca na myśli i mnożące się podekscytowanie. Byłam chyba jedną z nielicznych osób, które milczały i wpatrywały się w podest. Czekałam na dalszą część, nie mogłam się jej doczekać, zaciskałam pięści i czułam na skórze nacisk własnych paznokci. W końcu szeroki uśmiech Johannes, którym nas wszystkich karmiła, przeniósł się na rozsunięte kurtyny z tyłu.
– Nie zwlekajmy z prezentacją kluczowych informacji.
Po naciśnięciu przez nauczycielkę guzika na pilocie, na ścianie zaczął pojawiać się rozmyty obraz. Rozległa tabela powoli wyłaniała się z odmętów beżowej farby. W końcu nabrała wystarczającej ostrości, by dało się rozczytać poszczególne wersy.
Żarłocznie przejeżdżałam wzrokiem po kolejnych linijkach. „Angelica Arnello i David Mores – Antypatia A01", „Audrey Barrett i Andrew Hacer – Przyjaźń P03".
– Widoczne oznaczenia znajdują się też na kartach leżących na stole w rogu. Znajdziecie tam wszystkie szczegóły łączących was relacji wraz z regulaminem. O wszelkie niejasności i wątpliwości możecie mnie pytać dzisiaj, w tym gabinecie. – Johannes ruszyła w stronę wcześniej wskazanych drzwi, a ja odwróciłam się na pięcie i bezzwłocznie udałam za nią.
Znalazłam swoje nazwisko na liście. I zdecydowanie miałam wiele wątpliwości.

*Bohaterowie „Snu nocy letniej" Szekspira, którą to sztukę grupa teatralna zdecydowała się wystawić.

~..~..~

Tak, tak, to nie był sen, ja naprawdę w końcu dodałam rozdział! Przepraszam za tę nieobecność i naprawdę obiecuję się poprawić (następny rozdział jest już w częściach, więc powinno mi się udać).
Liczę na opinię każdego, kto tu pozostał. Zapewne wszyscy domyślacie się, co takiego czeka Amy. Tak w zasadzie dopiero zaczynamy się właściwą akcję i liczę, że Wam się spodoba :3 Nie wahajcie się mnie też zjechać, bo nie jestem pewna, na jakim poziomie właśnie zaprezentowała się moja pomysłowość XD
Moc uścisków xx

4 komentarze:

  1. Wróciłaś z baaardzo dlugim rozdziałem i jakże przy tym ciekawym.
    W sumie nadal nic się nie zmieniło w relacjach Amy i Ashtona, ale być może czeka nas przełom za sprawą tej szalonej Wielkiej Gry. To trochę przerażające grać cały czas. Na wet w życiu. Świat jest teatrem, a ludzie aktorami, ale kurcze, żeby tak zmuszać się do udawania przez dłuższy czas po to, aby dostać wymarzoną rolę? Ta Johannes to ma pomysły. Obstawiam przy tym, że nasza bohaterka dostanie w parze... Ashtona. Pół biedy, gdyby musieli odegrać wrogów, bo nie musieliby się wysilać. Gorzej, jeśli przypadnie im w udziale jakiś romans. Oj, będzie się działo.
    Ciekawa znajomość z Jeromem. Czyżby praktykant był zainteresowany dziewczyną i wzbudził przy okazji zazdrość Ashtona o nią?
    Czekam na kolejny rozdział :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewien przełom na pewno nas czeka, ale jak to dokładnie będzie, okaże się w następnych rozdziałach :D
      Pani Maria może mieć odjechane pomysły, ale to dusza artystki, nie wińmy jej! Oczywiście takie udawanie 24 na dobę zapewne w prawdziwym świecie byłoby zbyt wymagającym zadaniem, ale jakże przy tym zabawnym (wyłączmy stąd celebrytów, którzy w jakiś sposób zawsze muszą pokazywać dobrą twarz).
      Pięknie dziękuję za komentarz ♥

      Usuń
    2. Hej!
      Rozpoczynam nowe opowiadanie pt. "Uciekając przed samotnością". Jeśli miałabyś czas i ochotę to zapraszam. Pojawił się już prolog:
      http://uciekajac-przed-samotnoscia.blogspot.com/2016/04/refleksja-na-poczatek.html
      Mam nadzieję, że wpadniesz i pozostawisz drobny ślad :-)
      Pozdrawiam!
      PS. Przepraszam, że tutaj, ale nie znalazłam zakładki Spam :-/

      Usuń
  2. Fajny i ciekawy rozdział :D Ta gra, oj to będzie interesujące! I może sporo namieszać :P Już nie mogę się doczekać rozwinięcia akcji! Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń

Wyskrob te kilka słów, to dla mnie ogromna motywacja! ♥