Oh so, your weak rhyme
You doubt I'll bother, reading into it
I'll probably won't, left to my own devices
But that's the difference in our opinions
You doubt I'll bother, reading into it
I'll probably won't, left to my own devices
But that's the difference in our opinions
Nie chodziło nawet o beznadziejność
tego całego pomysłu, ale o jego absurdalność. Zawsze miałam naszą nauczycielkę
za racjonalną osobę – ba, ja ją podziwiałam – ale teraz zaczęłam zastanawiać
się, czy aby na pewno wszystko z nią w porządku. Było tak, jakby nacisnęła
odpowiadający za empatię i zdolność oceny przycisk. W jednej chwili z
człowieka, który brał pod uwagę opinię każdego, stała się kimś, kto umieszczał
mnie w pokoju z Irwinem, a potem...
Musiałam z nią porozmawiać.
Dogoniłam kobietę, zanim dotarła
do drzwi gabinetu. Usłyszawszy należący do mnie zdyszany oddech i pospieszne
kroki, zatrzymała się i obróciła w moją stronę. Trzymała w dłoniach plik
papierów, którego przeglądaniem zajmowała się, dopóki nie przerzuciła wzroku na
mnie. Pierwszy raz dostrzegłam w jej spojrzeniu pewne zrezygnowanie i coś we
mnie zapadło się na ten widok. Nie chciałam jej zawodzić. Naprawdę nie
chciałam. Pani Maria zawsze mnie wspierała, nawet wtedy, gdy ja sama uważałam,
że na to nie zasługuję. Było kilka epizodów, które barwiły ciemnymi plamami
moją miłość do teatru. Robiło mi się wstyd na myśl, że nauczycielka o nich wie,
choć ona sama po załatwieniu sprawy już nigdy do tego nie wracała. Kochałam ją
za to, ale teraz poczułam się zdradzona. To ona wplątywała mnie w ten chory
układ i dodatkowo zdawała się mieć jakieś zarzuty. Złość, która pojawiła się,
gdy zobaczyłam moje nazwisko obok Irwina, znowu zapulsowała mi w żyłach.
Przez chwilę jednak stałam
skonsternowana, nie wiedząc, co powiedzieć.
– Spodziewałam się ciebie tutaj,
Amy, ale dawałam ci dwie minuty więcej – oznajmiła w końcu Johannes.
Popatrzyłam na nią zaperzona.
– Bezsensowne kalkulacje. Niby na
co miałam przeznaczyć te dwie minuty? Bo na pewno nie mam się nad czym
zastanawiać.
Słowa wydobyły się z moich ust
wraz z oburzeniem. Nagana w oczach nauczycielki uświadomiła mi, że traciłam
kontrolę, ale jakoś nieśpieszno było mi ją odzyskiwać.
– Liczyłam, że wykorzystasz je na
to, co wszyscy inni. – Uniosła brew. – Chyba nie odebrałaś jeszcze swojej
kartki z instrukcjami.
Odwróciłam się. W rogu sali
znajdował się spory tłum. Każdy uważnie przypatrywał się trzymanym karteczkom.
– Nie odebrałam instrukcji, gdyż
nie sądzę, że mogłyby mi się przydać – powiedziałam już spokojniej.
– Więc przyszłaś dyskutować o
czymś, o czym nie masz pojęcia?
– Nie potrzebuję mieć o
czymkolwiek jakiekolwiek pojęcie, żeby wiedzieć, że nie ma szans na to, bym
bawiła się z Irwinem w związek!
Już. Powiedziałam to. Niemożliwe
słowa przecisnęły się przez moje usta. Do tego jawnie oraz kategorycznie
sprzeciwiłam się Johannes i żadne pełne dezaprobaty spojrzenie nie zdoła mnie
skłonić do pokajania się, bo miałam świętą rację.
– Amelio, uspokój się i odbierz
instrukcję. Potem porozmawiamy.
Zacisnęłam zęby, gdy kobieta
dyplomatycznie się do mnie uśmiechnęła i zniknęła za drzwiami. Żadnych piorunów
w oczach i wiecznego potępienia za moje nieodpowiednie zachowanie. Po prostu
powiedziała wszystko spokojnym tonem, nie pozostawiając mi żadnej innej opcji
oprócz posłuchania polecenia. W pewien sposób odebrała mi nawet możliwość
wyładowania gniewu. Jego adresatem stała się więc biała kartka, którą już po
chwila gwałtownym ruchem zgarnęłam ze stolika. Starając się nie rozedrzeć
papieru na kawałeczki ani nie wypalić w nim dziur nienawistnym spojrzeniem,
zabrałam się za lekturę.
Byłam pewna, że podczas czytania
historii mojego świeżutkiego związku z Ashtonem – zapewne najgorszym
nie-chłopakiem na świecie – Irwinem kilka razy głośno prychnęłam. Kątem oka
zarejestrowałam parę ciekawskich spojrzeń, ale na szczęście nikt mnie nie
zatrzymywał, gdy ruszyłam z powrotem do gabinetu. Dotarłam tam akurat w
momencie, w którym z pomieszczenia wychodziły dwie roześmiane dziewczyny. Nie
zadałam sobie trudu, by je rozpoznać, a jedynie prześlizgnęłam się przez
otworzone drzwi. Ich śmiech zdążył jednak wyciągnąć na powierzchnię mojego
umysłu kilka kotłujących się tam pytań.
Czemu ja nie miałam tyle
szczęścia i nie zostałam dobrana w parę do kogoś, kogo lubiłam lub chociaż
tolerowałam? Dlaczego wylądowałam w parze z Irwinem i musiałam grać jego
dziewczynę?
Boże, to brzmiało tak śmiesznie.
Kartka pozostawiona przez
Johannes nie odpowiedziała na żadne z pytań. Dowiedziałam się jedynie, że mamy
być parą zakochańców na początkowym etapie związku. Nawet ten szczegół zdawał
się ze mnie drwić – jeśli już polecono mi udawać parę z Irwinem, czego nie
miałam zamiaru robić, z pewnością nie wybrałabym najpiękniejszej części bycia
razem. Wizja nas kłócących się i zmierzających prostym kursem do rozstania była
o niebo lepsza i pod pewnymi względami nie tak różna od rzeczywistości.
Moglibyśmy nawet uniknąć wszystkich czułości zarezerwowanych dla par – co
oczywiście byłoby bez sensu, bo co to za sztuka bez namiętnego romansu w tle.
Zasady znajdujące się na karteczce i tak pokazywały, że Johannes wytyczyła
ścisłe granice tego, co możemy robić w ramach Wielkiej Gry. I tak na przykład,
pocałunek, który na scenie był czymś normalnym i nie sprawiającym nikomu
problemu, tutaj został zakazany.
Zresztą, przecież mnie nie
obchodziły żadne reguły, bo nie miałam zamiaru w tym uczestniczyć. Pora to
tylko wyjaśnić z kierownictwem.
Gabinet okazał się być niewielkim
pomieszczeniem utrzymanym w stonowanych kolorach. Żółte ściany kontrastowały z
brązowymi meblami i kawowymi obiciami pary krzeseł stojących przed biurkiem, za
którym zasiadała Johannes. Zaniepokoiło mnie to ułożenie. Dwa miejsca
przeznaczone jakby dla każdej pary mrugały do mnie i mówiły, że do wesołego
towarzystwa dołączy jeszcze Irwin, a niespecjalnie chciałam, by był tu podczas
mojej rozprawy o niechęci do jego osoby.
Myśląc o tym, wolnym krokiem
ruszyłam w kierunku nauczycielki i usiadłam na krześle. Starałam się wyglądać
na opanowaną, bo do pani Marii najbardziej przemawiały argumenty wygłaszane
właśnie przez taką osobę. Zaplotłam dłonie na kolanach i podniosłam wzrok na
nauczycielkę.
– Amy. – Kiwnęła głową w ramach
przywitania. – Przepraszam, powinnam ci od razu powiedzieć, żebyś
przyprowadziła ze sobą także pana Irwina.
Jak się spodziewałam, przybyłam
na konsultację dla par.
– Sądzę, że nie ma potrzeby, by
on tu był.
– Sprawa dotyczy waszej dwójki.
Nie dając mi szansy na
zaoponowanie, kobieta podniosła się z miejsca i podeszła do drzwi. Usłyszałam,
jak poleca komuś sprowadzić tu Irwina. Gdy tylko z powrotem odwróciła się do
mnie przodem, otworzyłam usta.
– Chciałabym prosić o zmianę
pary.
Johannes uważnie zlustrowała mnie
wzrokiem. Z pokerową twarzą wróciła na fotel.
– Nie mogę spełnić twojej prośby,
Amelio.
Nie to, że spodziewałam się, iż
wszystko pójdzie łatwo, ale jej stanowcza, natychmiastowa odmowa mnie zabolała.
– Dlaczego? – wyrzuciłam z
wyrzutem. – Przecież to nie byłby aż taki problem. Wystarczy z kimś się
zamienić. Nie nalegałam na to przy doborze domków, bo było problematyczne.
Teraz nie widzę żadnych przeszkód i chcę
się zamienić.
– Amy, naprawdę przepraszam, ale
wasz dobór także nie jest przypadkowy. Proszę cię więc o uszanowanie mojej
decyzji.
– To dlaczego pani nie szanuje
mojej? – zapytałam buńczucznie.
Zaplotłam dłonie na piersiach, a
Johannes westchnęła. Po chwili zdjęła z czubka nosa okulary i przejechała po
nich w zastanowieniu palcem. Ten drobny gest wystarczył, bym poczuła przypływ
nadziei.
– Może to i lepiej, że na razie
nie ma z nami Ashtona, gdyż mogę ci coś powiedzieć. Nie powinnam tego robić,
ale należy ci się prawdziwe wyjaśnienie tej sytuacji. Mam nadzieję, że nie
rozgłosisz tych słów dalej. – Kobieta zatrzymała na mnie niebieskie tęczówki.
Przełknęłam ślinę i kiwnęłam głową. – Nie jest żadną tajemnicą to, że jesteś
bardziej uzdolniona od innych. Każdy to wie, ale nie wypada, bym mówiła o tym
wprost. Nie chcę, by ktokolwiek pomyślał, że jesteś przeze mnie faworyzowana.
Wszystkich traktuję sprawiedliwie i właśnie to jest przyczyną takiego doboru.
Wielka Gra ma być wyzwaniem, a jedynym wyborem dla ciebie, który nie byłby
nieuczciwy wobec innych, jest dobranie w parę z panem Irwinem.
Przygryzłam wargi. Czułam
narastające we mnie zmieszanie. Jej słowa oczywiście wywołały moją dumę.
Johannes nigdy nie szczędziła w pochwałach, ale też nigdy nie powiedziała mi,
że jestem najlepsza. I nawet jeśli ja
sama miałam tę świadomość, to takie słowa wylatujące z jej ust sprawiły, że
poczułam się o niebanalne dziesięć centymetrów wyższa. Komplementy, choćby te
najbardziej budujące, nie mogły jednak zmienić mojego podejścia do sprawy.
– Przepraszam, ale dla mnie to
nadal niesprawiedliwe. Przecież wie pani, jak bardzo nie lubię Irwina. Nasz
wyimaginowany związek kompletnie nie ma racji bytu.
– I dokładnie o to chodzi! –
Kobieta podniosła się na fotelu. – Jest to jedyne zadanie wystarczająco trudne,
by ci je powierzyć. No, jeszcze jedną opcją była Caroline, ale szczerze
powiedziawszy, bałabym się, co mogłybyście zmalować w ciągu tych dwóch tygodni.
Gula w moim gardle narosła.
Poczułam, że naprawdę jestem w sytuacji bez wyjścia. Pani Maria teoretycznie
przedstawiła mi alternatywę, a ja musiałam się zgodzić się z jej wyborem. Nawet
Irwin był lepszy od Knight. Z tą dziewczyną łączyła mnie tak długa nienawiść,
że nasze działania z pewnością skończyłyby się sabotażem, jeśli nie
morderstwem.
Chwyciłam się ostatniej szalupy
ratunkowej.
– A jak pani to sobie wyobraża?
Jeśli ja zaangażuję się w tę grę, co to da? Doświadczenie Irwina zapewne
skończyło się na wyrecytowaniu wierszyka w przedszkolu. I to gdy założymy, że
raczył zjawić się na przedstawieniu – wygłosiłam z nieukrywaną pogardą.
Wzrok Johannes powiedział mi, że
nie powinnam wyciągać tego argumentu – nie w taki sposób. Zanim jednak kobieta
zdążyła zareagować, rozległo się pukanie do drzwi, na które błyskawicznie
odwróciłam się do tyłu.
Klamka zaskrzypiała i na progu
stanął Ashton. Nic nie mówiącym spojrzeniem przejechał po mojej twarzy, której
z całej siły rozkazałam się nie rumienić. Prawdopodobieństwo na to, że usłyszał
moje ostatnie słowa, było dość duże. Chłopak nie dał po sobie jednak nic poznać
i natychmiast skupił się na nauczycielce.
– Podobno chciała mnie pani
widzieć?
– Tak, usiądź – powiedziała
Johannes i z uśmiechem wskazała mu wolne krzesło.
Po sekundzie blondyn zajął
miejsce obok. Nerwowo zacisnęłam palce, czując, że sytuacja właśnie zaczyna
całkowicie wypadać poza moją kontrolę.
– Zapewne domyślasz się, po co tu
jesteśmy?
– Wbrew mniemaniu niektórych osób
tutaj, aż tak głupi nie jestem.
Gwałtownie wciągnęłam powietrze.
Johannes spojrzała na nas z
uwagą.
Postanowiłam nie pogrążać się
jeszcze bardziej i dzielnie utrzymałam wzrok na obrazie wiszącym naprzeciwko.
– W takim razie chciałabym się
dowiedzieć, co sądzisz o tej sytuacji – odparła nauczycielka.
– Urządza sobie pani niezłe
widowisko – skonstatował chłopak, wygodniej się opierając.
Czyżby mi się wydawało, czy na
twarzy Johannes zauważyłam cień uśmiechu?
– Można by tak powiedzieć –
przytaknęła. – Zależy mi jednak na twoim ustosunkowaniu się do odgrywanej roli.
– Dostałem zadanie jak każdy. –
Wzruszył ramionami. – Postaram się je wykonać najlepiej, jak umiem.
Nic, naprawdę nic nie mogłam
poradzić na to, że obróciłam się do Irwina i wybałuszyłam oczy.
Mogłam się spodziewać
wszystkiego, ale taka odpowiedź nie przyszła mi do głowy. Postara się?
Najlepiej jak umie? Czy moje oczy mnie myliły, czy przede mną nie siedział
przypadkiem najbardziej ignorancki dupek na świecie?
– Że co proszę? – wymsknęło mi
się.
Ashton przelotnie na mnie
spojrzał. Zauważyłam, że od wejścia do pokoju praktycznie na mnie nie patrzył.
Znacznie różniło się to od zwyczajowych pojedynków na spojrzenia czy pełnego
zuchwałości wzroku. Chcąc sprawdzić, o co chodzi, przekręciłam się na bok tak,
by siedzieć przodem zarówno do niego, jak i Johannes.
– Wszystko ci odpowiada i nie
masz żadnych zastrzeżeń? – zapytałam z niedowierzaniem.
Nie wiedziałam, czy on jest
naprawdę tak nieuświadomiony. Powinnam zacząć machać przed nim flagą z napisem
"Wrogowie numer jeden"?
– Udawanie związku faktycznie
może być dziwne, ale mam w tych kwestiach doświadczenie, nie martw się.
Przewróciłam oczami. Spojrzałam
na Johannes z zamiarem uzyskania pomocy. Chyba powinna mu uświadomić, z czym
wiąże się Wielka Gra. Bezustanne granie to nie jest nic łatwego, nawet gdy
otrzymujemy odpowiadające nam role.
– Ashtonie, Amy ma kilka
wątpliwości co do waszej współpracy. Miło by było, gdybyśmy postarali się je
rozwiać.
– Sądzę, że jedynym rozwiązaniem,
które zadowoliłoby Amelię, jest zerwanie tej współpracy – zauważył chłopak z
przekąsem. – Pomimo to chcę powiedzieć, że ja nie mam z niczym problemu.
Oczywiście nie rozumiem, czemu nie możemy spędzić tych tygodni, po prostu się
relaksując czy odpoczywając na plaży. Zawarłem jednak z panią umowę i jestem
zmuszony jej dotrzymywać.
Motywy Irwina stały się jasne –
był zmuszony zachowywać się odpowiednio. Jakkolwiek dziwnie to brzmiało, akurat
teraz nie było mi to na rękę. Gdyby on też sprzeciwił się dobraniu nas w parę,
mielibyśmy większe szanse na przekonanie Johannes do ponownego rozstawienia
ról. Teraz pozostawałam na polu bitwy sama.
– Cieszę się z twojego podejścia
– odparła nauczycielka. – Amy, może jednak jeszcze raz przemyślisz sprawę?
– Nie zmienię swojego stanowiska
– burknęłam.
Usłyszałam prychnięcie z lewej
strony. Rozdrażniona spiorunowałam Irwina wzrokiem. Wiedziałam, że brzmię
żałośnie i nie potrzebowałam jego potwierdzenia. Nie zamierzałam jednak iść na
ugody tylko dlatego, że chłopak postanowił teraz zaprezentować swoją porządną
stronę. Było oczywiste, że jego zaangażowanie wyparuje gdzieś po pierwszym
dniu, który i tak byłby zbyt traumatycznym doświadczeniem dla mojej psychiki.
– Amy – westchnęła Johannes. –
Wiem, że to trudne, ale wierzę, że profesjonalizm, którego już nieraz
dowiodłaś, pozwoli ci odsunąć na bok wszystkie dzielące was urazy.
– Tu nie chodzi o moje osobiste
obiekcje! Niech pani połączy jego zerowe zdolności aktorskie z brakiem
zaangażowania i jeszcze raz przemyśli tę decyzję.
Poczułam, że znów tracę kontrolę,
ale miałam dość ciągłych prób dowiedzenia, że cała ta sytuacja jest w porządku.
Postanowiłam uciec się więc do tych racjonalniejszych argumentów.
– Hej, w czwartej klasie grałem
starego Hamleta w szkolnym przedstawieniu – rzucił Irwin na swoją obronę.
Spojrzałam na niego ze
zirytowaniem.
– On był duchem.
– I jedną z kluczowych postaci w
sztuce. – Uniósł się na łokciach.
– Ile kwestii wygłosiłeś? –
zripostowałam. – Czy twoja rola wyszła w ogóle poza jeden akt?
– Ktoś tu działa wedle zasady
„Więcej treści, a mniej sztuki" – mruknął kpiąco pod nosem, ale tak, że
było to dobrze słyszalne dla wszystkich.
Zacisnęłam pięści na oparciu
fotela
– Widzi pani? Z nim się nie da współpracować
– oznajmiłam jękliwie i odwróciłam się do nauczycielki.
Na twarzy Johannes widniał
delikatny uśmiech. Zdawała się obserwować nas z dozą rozbawienia i pobłażania,
co, oczywiście, jeszcze bardziej mnie zirytowało. To był prawdziwy problem i
liczyłam na poważniejsze potraktowanie. Poza tym właśnie udowadniałam
prawdziwość moich argumentów!
– A ja sądzę, że z tej współpracy
może wyniknąć coś ciekawego. Na pewno wiele się nauczycie – odparła
nauczycielka. – Oczywiście nie mogę cię, Amy, zmusić do wzięcia w tym udziału,
ale liczę, że jednak się zdecydujesz. Pamiętaj, że role w przedstawieniu będą
rozdawane na podstawie końcowego rankingu.
Zrozumiałam, że właśnie
zakończyliśmy temat i powinniśmy opuścić gabinet. Wychodziłam stamtąd w
przekonaniu, że cała rozmowa poszła na nic. Rozwiązanie sprawy co prawda leżało
w moich rękach, ale czułam się okrojona z możliwości wyboru. Nie było opcji,
bym zgodziła się na udawanie związku z tym dupkiem, ale alternatywą było
wykluczenie z życia grupy teatralnej na niemalże cały obóz.
Mój wymarzony obóz.
Nie zdążyłam oddalić się na kilka
kroków od pomieszczenia, gdy zatrzymał mnie głos Irwina.
– Naprawdę nie masz zamiaru wziąć
w tym udziału?
– Najmniejszego – oznajmiłam,
idąc naprzód, gdziekolwiek, byle daleko stąd.
– A ja myślałem, że dla Amelii
Hood nie istnieje coś takiego jak przeszkoda w jej karierze aktorskiej.
O co mu do cholery chodziło?
Rozwścieczona zrobiłam zwrot w tył.
– Może zajmiemy się
przeanalizowaniem twojej postawy? – warknęłam. – Powiesz mi, w co pogrywasz?
Nagle postanowiłeś stać się przykładnym uczestnikiem obozu? Nie powinieneś
przypadkiem podzielać mojego negatywnego nastawienia?
Zorientowałam się, że dzieli nas
jedynie krok. Z własnej woli skończyłam w niekorzystnej pozycji, w której
chłopak mógł do woli patrzeć na mnie z góry z tym uśmieszkiem wyższości na
ustach. Moja szybko unosząca się klatka piersiowa kontrastowała z jego spokojem
i rękami włożonymi do kieszeni. Utrzymał wzrok na mojej twarzy i przez sekundę
milczał.
– Po prostu nie mam zamiaru zachowywać
się jak rozkapryszony dzieciak – oznajmił w końcu.
Jego orzechowe tęczówki miały
dobry widok na moje rozszerzające się źrenice.
Świetnie.
Świetnie.
Obróciłam się na pięcie i szybkim
krokiem wyszłam z budynku. Nie odczułam nawet fali upału, bo miałam wrażenie,
że moje ciało płonie i bez tego. Z wściekłości i zażenowania.
Zobaczyłam naprzeciwko siebie
grupkę ludzi, więc automatycznie skręciłam w bok. Zniknąwszy spoza pola
widzenia, oparłam się o ścianę i przeczesałam włosy palcami. Potrzebowałam chwili
na uspokojenie.
Dobra, bywałam strasznym
dzieciakiem, do tego upartym i głuchym na argumenty innych. Nieraz mi się za to
obrywało. Chyba dlatego teraz, słysząc słowa Irwina, doświadczyłam deja vu
wszystkich momentów z dzieciństwa, w których okazywało się, że Amy nie zawsze
ma rację. Z każdym z nich wiązało się uczucie zażenowania, a że to Ashton
uderzył w tę piętę achillesową mojego charakteru... Przypuszczalnie właśnie
ustanowiliśmy kolejny moment, którego będę nienawidziła do końca życia.
Tylko, że teraz miałam rację,
prawda? Moje trwanie w podjętej decyzji było uzasadnione i racjonalne.
Zebrałam myśli i postanowiłam
wyjść z mojej tymczasowej kryjówki. Szybko natchnęłam się na grupę, w której
widziałam i Andy'ego, i Katlyn, więc ruszyłam w ich stronę. Siedzieli na kocach
w cieniu drzew i z zapałem o czymś rozmawiali. Zbliżywszy się, przywdziałam na
twarz niewielki uśmiech. Miałam przed sobą jeszcze kilka godzin tego
wspaniałego dnia i nie mogłam spędzić go, emanując moim załamaniem na prawo i
lewo.
Okazało się jednak, że istnieje
kilka osób podzielających moje podejście do otrzymanego doboru. Gdy usłyszałam,
z kim w parze jest Kate, miałam ochotę pobiec z powrotem do Johannes i urządzić
jej kolejną awanturę, ale dziewczyna zatrzymała mnie, mówiąc, że da sobie radę.
Tak, jasne. Dwa tygodnie z Caroline Knight jako przyjaciółką to nie jest coś, z
czym można dać sobie radę. Ostatecznie zdecydowałam pozornie się nie angażować,
a jedynie stać w gotowości do wydrapania oczu blondynce.
Były też osoby, głównie płci
żeńskiej, które entuzjastycznie wyrażały chęć znalezienia się na moim miejscu.
Jednak gdy tylko proponowałam im zamianę, wykorzystując przy tym wszelkie
dostępne mi pokłady charyzmy, grono to natychmiast się wykruszało. Powodem tego
był zapewne fakt, że Johannes kategorycznie odmówiła jakichkolwiek podmian, ale
i tak moje serce zaczynało płonąć nienawiścią za budzenie we mnie bezzasadnych
nadziei.
Mimo że starałam się nie
przelewać złego humoru na innych, to i tak byłam przekonana, że sieję jedynie
przygnębienie. Dlatego też od razu po kolacji skierowałam się do domku,
rezygnując z wszelkich towarzyskich rozrywek. Miałam zamiar zaszyć się pod
kołdrą z laptopem i spędzić wieczór na oglądaniu seriali lub żądanej przez
Emily rozmowie przez skype'a.
Podczas skradania się do własnych
drzwi czułam się jak bohaterka słabych komedii. Dzisiaj wyjątkowo nie chciałam
natknąć się na Irwina i o dziwo moje modlitwy zostały wysłuchane. W spokoju
wzięłam prysznic, po czym z ulgą opadłam na łóżko. Przez chwilę leżałam, uspokajając
myśli, po czym wyciągnęłam jeszcze nie używanego na obozie laptopa z bagażu.
Podczas gdy system się włączał, ja smsem zakomenderowałam Black moją rychłą
obecność na portalach społecznościowych. Napisałam też do Lory, ale znając ją,
pewnie właśnie zaczynała szaleć na jakiejś imprezie. A szkoda, bo naprawdę
przydałoby mi się wsparcie ich obu. Już nawet samo nasze wspólne zdjęcie
widniejące na tapecie zdołało wywołać na mojej twarzy niewielki uśmiech.
Rozpoczęłam żmudny proces
podpinania się do wifi, które było zagwarantowane w obrębie naszych domków.
Błogosławmy technologię.
Roześmiałam się na nazwę sieci:
„Słoneczny internet". Tandetne jak cholera, ale teraz byłam wdzięczna za
wszystko, co mogło poprawić mi humor.
Jak to zwykle bywa, w tej chwili wszystko
się zepsuło.
Nie miałam zasięgu. Cholerny
ośrodek nie dał rady zapewnić wifi w jednym pieprzonym domku. Był to rzecz
jasna mój domek, bo jaki by inny. A może to w ogóle był tylko chwyt reklamowy?
„Hej, mamy zasięg w każdym z pokoi, weźcie ze sobą swoje ciężkie laptopy, a
potem nie dajcie rady nic na nich robić".
Niedelikatnie odłożyłam komputer
na stolik obok, założyłam słuchawki i zakopałam się kołdrze.
Świat najwidoczniej kazał mi się
wyspać.
~.♦.~.♦.~
Zmarszczyłam nos i obróciłam się
na prawy bok. Rytmiczne stukanie kazało mi podnieść powieki, ale mój organizm
wiedział, że to jeszcze nie pora na pobudkę i wytrwale bronił się przed
przywróceniem mi przytomności. Wtuliłam twarz w kołdrę z nadzieją, że
ktokolwiek właśnie dobija się do mojego pokoju, szybko z tego zrezygnuje.
Pukanie jednak nie ustało i już, już miałam uchylić jedno oko, gdy usłyszałam
skrzypienie drzwi. Automatycznie ściszyłam własny oddech i pozostałam w
bezruchu.
Wszystko dochodziło do mnie
jeszcze przez grubą ścianę snu, więc nie od razu usłyszałam ciche mamrotanie.
– Amy? – Moje imię wypowiedziane
niepewnym tonem zdołało przywrócić mi pełnię świadomości. – Cholera, jak tu
ciemno.
Moje serce zakołatało, gdy
rozpoznałam głos Irwina. Brzmiał... inaczej. Podobnie do Aarona po wypiciu
kilku piw. Nie pijany, ale wyraźnie rozluźniony.
Świetnie, nie marzyłam o niczym
innym jak nietrzeźwym Ashtonie Irwinie w moim pokoju w środku nocy.
Nie wiedziałam, co się dzieje,
ale z jakiegoś powodu nie zareagowałam. Nagle zaczęło mi zależeć, by nie zdradzić
tego, że już nie śpię.
Pokręcony mechanizm obronny
ludzi.
– Jesteś tu. – Szept rozbrzmiał
tuż nade mną.– Nie chciałem powtórki z wczoraj, więc stwierdziłem, że
sprawdzę... Czy ty śpisz w słuchawkach?
Pomyślałam, że normalnie nie
rozumiem toku myślenia Irwina, ale teraz przechodził samego siebie.
– Jak byłem mały, mama powtarzała
mi, że to najprostszy sposób na uduszenie się. Nigdy jej nie wierzyłem –
powiedział, a ja, choć nadal miałam zamknięte oczy, mogłam wyczuć uśmiech na
jego twarzy. – To wygląda jednak co najmniej podejrzanie.
Zamarłam, gdy jego palec
delikatnie musnął mój policzek, by po chwili wyjąć mi z uszu słuchawki.
Nabrałam przekonania, że bicie mojego serca słychać w całym pokoju. A może
chodziło o pulsowanie krwi w uszach. Nie miałam pojęcia.
Czułam, że moja przykrywka jest
spalona, bo na kilka sekund zapomniałam o oddychaniu. Chłopak jednak po pewnym
czasie oddalił się i bez słowa wyszedł z pomieszczenia.
Otworzyłam oczy i utkwiłam
spojrzenie w ciemnym suficie.
Co tu się właśnie stało?
~.♦.~.♦.~
TIME TO START FUN, STOKROTKI
Och, jaka urocza końcówka.rozdziału... Ashton taki troskliwy i... wspominający rady mamusi :)
OdpowiedzUsuńOgólnie uważam, że pani Maria i Irwin mają rację. Nie wiem dlaczego Amy taak się wzbrania przed współpracą z chłopakiem.Rozumiem,.że czuje do niego niechęć po tym hak nieraz zalazł jej za skórę, ale skoro taka niezła z niej aktorka, to niech pokaże, że podoła każdemu zadaniu.
Jestem ciekawa, jaka będzie jej ostateczna decyzja i jak zareaguje w obecności Ashtona po tym nocnym incydencie.
Pozdrawiam!
Cudownie :) <3
OdpowiedzUsuń