sobota, 26 listopada 2016

14. Seven Nation Army


And I'm talking to myself at night
Because I can't forget
And the message coming from my eyes
Says leave it alone


– Hood. – Caroline przejechała po mnie obojętnym spojrzeniem, a następnie przerzuciła wzrok na talerze. – Czemu zawdzięczam wątpliwą przyjemność widzenia twojej twarzy z samego rana?
Widziałam, że stara się zachować otoczkę spokoju, ale w jej oczach widniał błysk chorej satysfakcji. Nie dość, że rozpoczęła dzień w swoim ulubionym, ciemiężycielskim stylu, zmuszając ludzi do nadskakiwania jej w każdy możliwy, najlepiej poniżający sposób, to jednocześnie udało jej się mnie zdenerwować i najprawdopodobniej doprowadzić do wybuchu przy wszystkich, uwzględniając Johannes. Zapewne uważała, że poranek nie mógł być piękniejszy.
– Myślisz, że kim ty jesteś? – warknęłam.
– Dość ciekawe pytanie. Na pewno kimś lepszym od ciebie... – Wyciągnęła jeden palec w górę i zapewne kontynuowałaby to idiotyczne odliczanie, gdybym pozwoliła jej mówić dalej.
– Masz jakiś gigantyczny problem z samą sobą! Potrzebujesz udowadniać wyższość w każdej pieprzonej sekundzie? Ze mną – wskazałam na siebie – starasz się wygrać od kilku lat i w porządku, niech tak będzie, ale to, co teraz robisz, jest cholernie poza każdą granicą.
Patrzyłam wściekła na to, jak Knight robi swoją minę aniołka, wypychając usta do przodu jak bezrozumny glonojad.
– Ale o co ci chodzi? Ja tylko poprosiłam swoją przyjaciółkę o drobną pomoc.
Położyłam dłonie płasko na stole i pochyliłam się do przodu.
– Jeśli jeszcze kiedyś przyjdzie ci do głowy taki pomysł, to ja pomogę ci pozbyć się tych krzywych jedynek. – Mój głos był niespodziewanie niski. – Znajdź w sobie ocalałe pokłady godności i zauważ, że te wszystkie postacie wokół to też ludzie. I nie waż się ich wykorzystywać.
Caroline w końcu odwróciła wzrok, ale, jak się okazało, tylko po to, by fałszywie uśmiechnąć się do trzymającej się mojego podkoszulka Katlyn – nie wiedziałam nawet, co jej mocno zaciśnięta dłoń robi na białym materiale. Wyglądało to tak, jakby próbowała mnie powstrzymać od rzucenia się na Knight, czego przecież nie miałam w planach. Moje ciało samo niebezpiecznie pochyliło się przez blat, co teraz spróbowałam zniwelować.
– Nikogo nie wykorzystałam. Katie nie miała nic przeciwko, prawda?
Nagle nasze spojrzenia skumulowały się na osobie drobnej blondynki, która zachowywała się tak, jakby miała zapaść się w sobie. Widziałam jej zaszklone, rozbiegane oczy.
– Ja-a... – Tylko tyle zdołała z siebie wydusić, zanim oderwała rękę od mojego ciała i użyła jej do powstrzymania wydobywającego się z ust szlochu.
To zadziałało na mnie jak dodatkowy bodziec. Cała ta sytuacja była popaprana, ale to jak wpływała na Katlyn... Ona od zawsze była wrażliwą osobą. Moim słabym punktem. Odkąd w drugiej klasie podstawówki obroniłam jej drugiego śniadania, tak teraz za każdym razem, gdy coś się działo, pojawiałam się obok, włączając program rozwścieczonej lwicy. Widocznie to zachowanie zdążyło się głęboko we mnie zakorzenić i nawet obecnie, kiedy nasze relacje nie przypominały w ogóle tych sprzed kilku lat, widok jej krzywdy zapalał we mnie jakiś ukryty ogień. A fakt, że jednocześnie niesamowicie irytowała mnie nieporadność blondynki i jej bierność wobec wykorzystywania, jedynie potęgował to uczucie.
Właśnie szykowałam się do wygarnięcia Caroline jej beznadziejności w sposób mniej lub bardziej siłowy. Sama nie wiem, co zamierzałam zrobić – zacząć wrzeszczeć czy może faktycznie się na nią rzucić – w każdym razie, zostało to uniemożliwione przez nagły uścisk wokół mojej klatki piersiowej. Żeby sytuacja nie wyglądała zbyt nudno, równocześnie poczułam dłoń zatykającą moje usta, wskutek czego żadne przekleństwo wystosowane przeze mnie na zewnątrz nie ujrzało światła dziennego. Szarpnęłam się, ale chwyt był naprawdę mocny i osiągnęłam zerowy efekt, co wyraźnie kłóciło się z wściekłością buzującą w moich żyłach, mięśniach i komórkach nerwowych. Jedynym sposobem uwolnienia się, który moje ciało jeszcze znało – a miało ono niebywałe doświadczenie w takich sprawach z racji posiadania starszego brata – pozostało pozbycie się odcinającej dostęp powietrza ręki, więc instynktownie ją ugryzłam. Bez mrugnięcia okiem czy sekundy rozmyślań. Dopiero gdy to nie zadziałało i zostałam zmuszona do przeanalizowania mojej pozycji, w głowie pojawiło mi się zasadnicze pytanie – kim tak właściwie był osobnik za mną?
– Hood, weź uspokajający oddech i powiedz, kiedy będę mógł cię puścić. Stanowczo nalegam, by nastąpiło to w przeciągu nadchodzących czterech sekund, bo inaczej sytuacja zacznie wyglądać dziwnie. – Przez mój ciężki oddech przebił się charyzmatyczny głos. Zrozumiałam, że był jedynie szeptem wypowiedzianym wprost do mojego ucha, dopiero gdy zabrzmiał w pełnej okazałości: – Caroline, tak? Mogłabyś z łaski swojej nigdy więcej nie zachowywać się jak rozwydrzona księżnnaiczka? Nie po to masz ręce i nogi, żebym musiał sprzątać zrobiony przez ciebie bajzel.
Poczułam, jak uścisk wokół mnie delikatnie się rozluźnia i szybko kiwnęłam głową. Dłoń zakrywająca moje usta natychmiastowo zniknęła – a raczej przeniosła się niżej, na nadgarstek. Uniosłam twarz odrobinę w lewo, by zobaczyć mocno zaciśnięte wargi Irwina. Nim wykonał zwrot w tył i wyprowadził mnie ze stołówki, wychwyciłam kilka spojrzeń skierowanych w naszą stronę. Nie było ich jednak katastrofalnie wiele. Wiedziałam, że zawdzięczam to jedynie Ashtonowi, który interweniował, zanim zdążyłam naprawdę podnieść głos. Patrząc na tył jego głowy otoczony podskakującymi przy zdecydowanych krokach miodowymi włosami, zastanawiałam się, jak, do cholery, mam to interpretować.

~.♦ .~.♦ .~

Słońce tradycyjnie wysyłało swe przesycone światłem strzały prosto w moje brązowe oczy, podczas gdy stałam pod nieumiejętnie wybieloną ścianą, przed którą przyprowadził mnie Irwin. Mogłam stąd zobaczyć pomost, na którym jeszcze nie tak dawno siedziałam z Jerome'm. Śmieszne, że wtedy dzień zapowiadał się tak spokojnie. Nic nie zwiastowało tej chwili, w której musiałam skonfrontować się z Irwinem, kiedy poprzednie zdenerwowanie jeszcze nie zdążyło wyparować z mojego organizmu. Zresztą, co ja tu z nim robiłam?
Skupiłam spojrzenie na chłopaku, który puścił mój nadgarstek i uniósł własną rękę do góry.
– Ugryzłaś mnie – powiedział zaskoczony, mrużąc oczy i przyglądając się swojej dłoni.
Odwróciłam wzrok, szukając ratunku w chmurach nad nami. Dobra, faktycznie go ugryzłam i teraz nadszedł czas, by zacząć żałować impulsywnego postępowania, ale hej, on też nie powinien zachodzić kogoś od tyłu i zasłaniać mu usta rękami. To także nie mieści się w kodeksie dobrego zachowania!
– Dlaczego wtrącasz się w nie swoje sprawy?
Chłopak popatrzył na mnie i zamrugał, jakbym powiedziała coś bardzo nie na miejscu. Rozprostowałam palce, po czym zacisnęłam je w pięści.
– Nie wiedziałem, że lubisz takie ostre zabawy, Hood. – Zignorował zadane pytanie i zrobił krok w moją stronę.
Odruchowo się cofnęłam, co było bardzo głupie, bo teraz za plecami miałam jedynie ścianę, która w dodatku wydawała się całkiem skłonna do wybrudzenia wszystkiego, jeśli tylko się jej dotknie. Dopiero kiedy blondyn oparł swoją rękę tuż nad moją głową i się pochylił, uświadomiłam sobie, jakie to wszystko absurdalne. Ashton Irwin na początku wyciąga mnie z tarapatów w iście bohaterskim stylu, nie pominąwszy poświęcenia własnego ciała, a teraz...
Schyliłam się i przemknęłam obok chłopaka.
– Przestań się w to bawić, Irwin – fuknęłam.
Popatrzył na mnie z błyskiem w oku, a następnie powrócił do oględzin swojej dłoni. Chyba wciąż próbował wyglądać na skrzywdzonego, ale czający się w kąciku ust uśmiech świadczył o tym, że dobrze się bawi.
Jak zwykle w moim towarzystwie, ha.
– Twoje podziękowania są bardzo specyficzne, kotku – oznajmił z nutą rozbawienia, a ja przewróciłam oczami. – Co prawda wcale nie robiłem tego dla ciebie, ale i tak jakakolwiek wdzięczność byłaby mile widziana. Weź odpowiedzialność za swoje występki. Pocałuj, o tutaj. – Pomachał mi przed twarzą dłonią.
– Irwin...
– Boli.
Rozdrażniona złapałam nadgarstek chłopaka. Ledwo zamknęłam palce na ciepłej skórze, a ta od razu przestała irytująco się poruszać, co było zapewne efektem zaskoczenia, bo moje siła przy tej Ashtona prezentowała się bez wątpienia mizernie. Blondyn chyba pomyślał, że naprawdę mam zamiar przystać na jego durne prośby.
Z bliska mogłam zobaczyć, że wewnętrzna część dłoni Irwina w rzeczywistości nie odniosła żadnych widocznych obrażeń. Nie było widać nawet zaczerwienienia, a jedyną skazę stanowiła poszarpana, biała linia rozchodząca się od nasady kciuka w górę – na pewno nie moje dzieło. Uspokoiwszy sumienie, szybko chuchnęłam na rzekome miejsce zranienia i od razu zrobiłam krok do tyłu. Na wszelki wypadek.
– Zadowolony?
Chłopak patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami. Wyglądał na bardziej zszokowanego, niż powinien być. Tymczasem we mnie wciąż utrzymywało się wcześniejsze zdenerwowanie, tylko podsycane przez zachowanie Irwina. Choć, patrząc na to inaczej, dostarczył mi samego siebie jako nowy obiekt wściekłości, dzięki czemu przynajmniej w pewnym stopniu zapomniałam o czekającej w stołówce Knight.
Ashton zamrugał i wrócił do świadomości.
– Wiesz, wydaje mi się, że to była druga ręka.
– Och, pieprz się.
Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę budynku. Chłopak dogonił mnie po kilku krokach i od razu splótł nasze palce razem. Szarpnięciem wyrwałam swoją dłoń z uścisku, czego już po kilku sekundach zaczęłam żałować. Cholerna impulsywność.
Od wymyślania, jak wrócić do zachowania typowego dla naszego idealnego związku bez poniżania samej siebie, uratował mnie wychodzący ze stołówki Andy.
– Pomyślałem, że to idealna pogoda na śniadanie na świeżym powietrzu.
Z wdzięcznością odebrałam od niego talerz z moją jajecznicą.
– Jesteś wielki – zapewniłam.
Irwin spojrzał na chłopaka twarzą bez wyrazu, a następnie ten sam wzrok przerzucił na przygotowane przez siebie kanapki.
– Tak, co my byśmy bez ciebie zrobili – powiedział z cichą ironią.
Posłałam mu ostrzegawcze spojrzenie, po czym zrównałam się z Andym i ruszyłam zająć miejsce w cieniu.

~. .~. .~

Rzuciłam torbę na koc pode mną i rozglądnęłam się wokół, kolejny raz upewniając, że jestem wystarczająco daleko od wszelkich nieprzyjaznych twarzy. No, nie licząc tej tuż obok mnie, ale do faktu, że nie mogę pozbyć się Irwina, zdążyłam się już przyzwyczaić. Johannes też nie znajdowała się w najbliższym sąsiedztwie, więc mogłam mieć nadzieję, że będzie to w miarę spokojne popołudnie, w przeciwieństwie do burzliwego poranka. Co prawda zdarzenie na stołówce nie pociągnęło za sobą żadnych nieprzyjemnych konsekwencji – nie licząc tego, że przez kilka godzin ćwiczeń mogłam skupić się tylko na chęci rozdrapania twarzy Knight – ale potrzebowałam kilku chwil wyciszenia. Dochodziła już siedemnasta i słońce co jakiś czas chowało się za chmurami, a dzięki nadchodzącemu przypływowi szum fal rozbrzmiewał na plaży głośniej niż zazwyczaj. Zadowolona opadłam na błękitny materiał i zamknęłam oczy. Szmer głosów reszty grupy dochodził do mnie jakby z oddali i przez kilka sekund rozkoszowałam się tym otaczającym mnie klimatem leniwych, normalnych wakacji.
– Czekasz na pomoc w rozbieraniu się, kotku?
– Nie, dziękuję – odparłam, nie otwierając oczu i licząc na to, że ignorowanie Irwina pomoże mi w zatrzymaniu tej spokojnej atmosfery przy sobie.
– Wszyscy idą się kąpać.
– Szerokiej drogi. – Uchyliłam jedną powiekę i uniosłam rękę w parodii salutu.
Chłopak jeszcze przez chwilę mierzył mnie wzrokiem, po czym wzruszył ramionami i odszedł w kierunku morza.
Uśmiechnęłam się i wróciłam do boskiego nic-nie-robienia. W tej chwili wszystko w końcu było względnie w porządku. Mogłam cieszyć się spokojem tyle, ile chciałam – co w tym przypadku okazało się być piętnastoma minutami. Po tym czasie sama podniosłam się do siadu. Oparłszy głowę na kolanach, zaczęłam obserwować otoczenie. Ludzie pojawiali się i znikali; brzegiem spacerowało tylko kilka osób spoza obozu. Zapewne zmierzały one do pobliskiego baru, który słynął z najlepszych gofrów w tej części wybrzeża. Pomyśleć, że minęło już kilka dni obozu, a ja jeszcze nie zdążyłam ich posmakować.
Od ciepłych, oblanych słodką frużeliną słodyczy moją uwagę odwrócił ruch przy brzegu. Irwin stał w wodzie na takiej głębokości, że spienione fale uderzały o jego biodra. Cały ociekał wodą, ale zdawało się, że wcale nie jest mu z tego powodu zimno – na jego twarzy gościł szeroki uśmiech. Był zadowolony, że udało mu się przyciągnąć moją uwagę. Patrzył na mnie z zawadiackim błyskiem w oku, a ja odwdzięczyłam się podobnym spojrzeniem... i po chwili odkryłam, że czegoś w nim brakuje. Spoglądaliśmy na siebie bez wzajemnej niechęci i o ile w jego przypadku nie było to niczym dziwnym, bo przez cały obóz zachowywał się inaczej niż podczas roku szkolnego, to dość niespodziewanie było odkryć, że ja sama gdzieś po drodze wyzbyłam się odruchowej chęci rozwalenia mu twarzy od samego patrzenia na nią. Zaskoczona chciałam odwrócić wzrok, ale wtedy Irwin energicznie pomachał ręką, nakłaniając mnie do podejścia.
Kategorycznie pokręciłam głową. Wiem, że przed sekundą doszłam do niepokojących wniosków, ale aż tak jeszcze nie zwariowałam. Nie miałam zamiaru nawet zbliżać się do wody, kiedy w obecnym położeniu, przy wieczornej temperaturze, na mojej skórze zaczynała pojawiać się gęsia skórka.
Blondyn zrobił zawiedzioną minę, po czym uformował z dłoni pistolet tak, jak robią to dzieci podczas zabaw, i przyłożył go do skroni. „Pociągnął za spust" i bez cienia zawahania opadł plecami w ciemną powierzchnię morza za sobą. Woda wokół gwałtownie uniosła się. W górę wzbiły się miliony kropel, które niesione energią odrzutu poleciały na znaczną odległość, wywołując krzyki oburzenia.
Roześmiawszy się, przyznałam w myślach, że może myliłam się co do Irwina.
W rzeczywistości nie był aż tak złym aktorem.


~. .~. .~


Tym razem poszło mi nawet dobrze, nie uważacie? :))
xoxo


1 komentarz:

  1. Ja tak właśnie uważam. A nawet twierdzę, że poszło Ci bardzo dobrze :)
    Całkiem przyjemny rozdział. Szybciutko go przeczytałam, tylko tak zatrzymałam się na końcówce. No bo cóż to się zaczyna dziać z naszą Amy? Jakieś inne spojrzenie na Ashtona? No no no ;)
    Teraz to jestem ciekawa, co z tego wyniknie. Oczywiście nie spodziewam się, żeby jakoś szybko to nastąpiło, ale kto wie,? ;)
    Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Wyskrob te kilka słów, to dla mnie ogromna motywacja! ♥