Cause I have hella feelings for you
I act like I don't fucking care
Like they ain't even there
I act like I don't fucking care
Like they ain't even there
Widok słońca zachodzącego nad
morzem ma w sobie coś wyjątkowego. Niebo zabarwia się całą paletą kolorów. Tuż
po tym każda z nich, od jaskrawej żółci jaskrów po czerwień dojrzałej
jarzębiny, znajduje swoje odbicie w wodzie – odrobinę niestałe i mętne,
bardziej skłonne do mieszania się z innymi barwami, a jednak przyciągające
wzrok nieustannym migotaniem. Możemy odbierać wszystkie bodźce podwójnie, bo
mamy przed sobą dwie niebieskie przestrzenie. Zdajemy sobie sprawę z obu, ale
często skupiamy się tylko na niezwykłym odbiciu i dlatego całe show kończy się
szybciej, niż się spodziewaliśmy. W momencie, gdy rozpalona tarcza schowa się
za horyzontem, morze wygładza się, a zaróżowione niebo nie jest wystarczające,
by przyciągnąć nasze spojrzenia.
Rzadko zdajemy sobie sprawę, że
my sami – każdy z nas – także składa się z dwóch przestrzeni i w naszym przypadku
odbicie też jest tym, co zazwyczaj widzą inni. Dlatego właśnie szybko
blakniemy, a dostrzegani jesteśmy tylko wtedy, gdy płoniemy. Dzisiaj rano udało
mi się wzniecić ogień, a potem obserwowałam, jak jego blask gaśnie. Kolory
wyrównały się i wtopiłam się w tło. Teraz mogłam w spokoju chwycić wyciągniętą
w moją stronę rękę Andy'ego, nie zostając w tym czasie obdarowana żadnymi
nieprzychylnymi spojrzeniami. Wspólnymi siłami złożyliśmy koc, z którego
posypały się liczne, iskrzące się w szarym świetle drobinki piasku. Przyłożyłam
wilgotny materiał do piersi i zaplotłam na nim ręce. Rozejrzawszy się wokół,
zauważyłam, że wszyscy są już gotowi do powrotu. Na drugim końcu grupy
widziałam Caroline z Katlyn. Blondynka nie odezwała się do mnie od sceny w stołówce.
Bynajmniej, najwidoczniej udawała, że nie istnieję. Teraz też, zauważywszy moje
spojrzenie, natychmiastowo odwróciła głowę.
– Jest ci zimno.
Spojrzałam na Andy'ego i
wzruszyłam ramionami.
– Nie myślałam, że tyle tu
zostaniemy.
– Oglądanie zachodów słońca nie
należy do twoich ulubionych zajęć? – zaśmiał się, ściągając bluzę przez głowę.
– Nie, nawet to lubię –
stwierdziłam, obserwując, jak jego rude włosy wynurzają się zza materiału.
Kiedy wyciągnął do mnie rękę z ubraniem, pokręciłam głową. – Nie musisz.
– Ale chcę. – Uśmiechnął się
przekornie.
Przewróciłam oczami, ale nie
mogąc przeciwstawić się jego rozbrajającemu uśmiechowi, sięgnęłam po bluzę. Już
prawie chwyciłam szary materiał, gdy czyjeś szczupłe palce pociągnęły mój
nadgarstek w drugą stronę.
– Czy jestem jedynym, który
przejmuje się tutaj Wielką Grą? – mruknął Irwin.
Powstrzymałam się od odskoczenia
w drugą stronę, kiedy poczułam jego ciało tuż za moimi plecami.
– To może dziwnie wyglądać dla
osób trzecich, kiedy będziesz miała na sobie jego ciuchy, kotku – wytłumaczył i
wcisnął mi w ręce swoją bluzę. – I pomyśleć, że ja jestem tym, który musi was o
tym informować. – Jego spojrzenie omiotło nasze sylwetki. Zatrzymał się na
Andrewie i uniósł brwi. – Czy ty nie powinieneś być ze swoją parą?
Andy przez chwilę trwał schwytany
przez spojrzenie Irwina, wytrzymując jego wzrok. W końcu cofnął swoją dłoń i
założył bluzę z powrotem.
– Doszedłem ostatnio do wniosku,
że wszyscy trochę przesadzamy. Jasne, obowiązują nas nasze role, ale przecież
nie musimy się na nich skupiać dwadzieścia cztery na dobę. Kto normalny spędza
tyle czasu ze swoim przyjacielem czy nawet chłopakiem?
Mimo iż cały dzień nie
zachowywałam się jak typowa dziewczyna wprost przyklejona do swojej miłości, słowa chłopaka utwierdziły mnie
w przekonaniu, że dobrze postąpiłam i mogę jeszcze bardziej ograniczyć moją
znajomość z Ashtonem. Z uśmiechem przyjęłam komunikat Johannes, która kazała
nam wreszcie ruszyć leniwe cztery litery i postarać się zdążyć do ośrodka na
kolację. Wykonałam krok na niestabilnym gruncie, próbując zapanować nad
osuwającym się piaskiem, kiedy zatrzymał mnie głos Irwina.
– Jeśli nie zamierzasz ubierać
tej bluzy, to równie dobrze możesz mi ją oddać.
Zmrużyłam oczy, ale wyciągnęłam
ubranie w kierunku blondyna. W ciągu tych kilku sekund zapomniałam, że je
trzymam, i poczułam się głupio. Po co mi je dawał, skoro teraz ma do mnie
pretensje?
– Boże, Hood, to była ironia. Po
prostu ją załóż – westchnął cierpiętniczo, patrząc na mnie z politowaniem, po
czym ruszył do przodu.
Tak, zdecydowanie czułam się
głupio. Odprowadziłam wzrokiem plecy Irwina, po czym wciągnęłam bluzę przez
głowę. Od razu poczułam przyjemne ciepło i intensywny zapach perfum chłopaka.
Wzięłam głęboki wdech, dziękując Bogu w duchu, że co do wód kolońskich Ashton miał
dobry gust, i podbiegłam, by zrównać się z nim krokiem.
~.♦ .~.♦ .~
Przeglądnęłam się w lustrze,
dochodząc do zabawnego wniosku, że moja pidżama nie różni się bardzo od stroju
dziennego. Miałam na sobie równie jasny podkoszulek co wcześniej, który podkreślał
delikatny brązowy odcień, jaki moja skóra zdążyła zyskać przez dni spędzone na
plaży – oczywiście nadal wytrwale kremowałam się najwyższym możliwym filtrem,
ale mimo to słońce nie odpuszczało. Jeansowe spodenki zamieniłam na wygodne
szorty, do których włożyłam t-shirt, stwierdziwszy, że to najbardziej
komfortowy strój na ten wieczór. Okazało się jednak, że niezbędna była jeszcze
ciepła bluza, bo wieczorne powietrze orzeźwione zimnym deszczem wsiąkało do
środka przez szpary między oknami i drzwiami a ścianą. Po założeniu jej na
siebie początkowo byłam zdezorientowana. Była zdecydowanie krótsza niż ta,
którą pożyczył mi Irwin. A to przypomniało mi o tym, że jeszcze mu jej nie
oddałam, dlatego wróciwszy do pokoju, wzięłam ją od razu z laptopem. Miałam
zamiar przetestować zasięg Wi-Fi w naszym domku i – o ile Ashton nie skłamał, a
nie miał do tego powodu – w końcu porozumieć się z resztą świata, od której
czułam się lekko odcięta.
Przeszłam przez przedpokój, dałam
sobie kilka sekund na psychiczne przygotowanie i zapukałam do drzwi Irwina.
– Proszę! – odkrzyknął od razu.
Nacisnęłam klamkę, a ta gładko
ustąpiła. Weszłam do środka i gdyby nie to, że podświadomie zdawałam sobie
sprawę, że trzymam w rękach cenną rzecz, pewnie upuściłabym ją i zasłoniła
dłonią oczy, a tymczasem jedynie mocno zacisnęłam powieki.
– Chciałaś coś, kotku?
Otworzyłam oczy, ale to, że Irwin
odwrócił się do mnie przodem, będąc już bez koszulki, którą chwilę wcześniej
ściągał, nie pomagało, więc odwróciłam głowę w bok.
– Nie. – Natychmiast wypadło z
moich ust. Sama nie wiem, dlaczego, skoro przyszłam tu w konkretnej sprawie,
ale zaskoczenie nie współpracowało u mnie z logicznym myśleniem, co zdążyłam
już udowodnić podczas mojej pierwszej konfrontacji z blondynem.
– Więc po prostu przyszłaś się
pogapić?
– Nie. – Tym razem spojrzałam na
Irwina z oburzeniem, ale wypadło to słabo przy rumieńcach zażenowania i fakcie,
że mówiłam jak nakręcona pozytywka.
– Ale właśnie to robisz.
Chłopak posłał mi psotny uśmiech.
– Zapomnij, wychodzę.
Odwróciłam się, by odkryć, że
wciąż trzymam bluzę Ashtona i nie mogę tak po prostu opuścić tej jaskini
zażenowania. Przytrzymałam laptop jedną ręką, a drugą rzuciłam w chłopaka
ubraniem.
– A ty się ubierz – powiedziałam,
starając się nadać twarzy karcący wyraz.
– Jasne, mamo – zaśmiał się
ironicznie.
Wyszłam z pokoju i oparłam się o
ścianę obok drzwi. Nadal nie wiedziałam, dlaczego mnie to spotyka, ale byłam
niesamowicie zła na cholernego Irwina i cholerne rumieńce. Kto normalny
wpuszcza innych do pokoju, podczas gdy się przebiera?
Pokręciłam głową i postanowiłam
zająć się tym, po co tu przyszłam. Poszukiwania zasięgu zaczęłam od kanapy, ale
sytuacja wyglądała tam tak samo jak w moim pokoju, czyli beznadziejnie.
Zrezygnowana przeniosłam się na podłogę. Chwilę nasłuchiwałam i upewniwszy się,
że Irwinowi nie śpieszy się do wyjścia, przesunęłam się pod ścianę. Niemal
pisnęłam, gdy na ekranie laptopa pojawiło się powiadomienie o znalezionej sieci
Wi-Fi. Wstukałam hasło, po czym z wyczekiwaniem utkwiłam wzrok w drobnej ikonce
w dolnym rogu. Przez twarz przemknęła mi mieszanina ekscytacji z
rozczarowaniem, gdy zasięg wyniósł szaloną jedna kreskę. Dopingujące spojrzenie
najwidoczniej nie działało, bo po chwili i ta odrobina zniknęła, by zaraz znów
się pojawić... i tak w kółko. Połączenie było tak niestabilne, że trudno byłoby
mi sprawdzić pogodę, a co dopiero rozmawiać przez skype'a. Nie poddawałam się
jednak – no bo hej, lepsze to niż nic – aż do momentu, w którym drzwi obok mnie
się otworzyły, a ja podskoczyłam w miejscu z zaskoczenia.
Irwin, już kompletnie ubrany,
spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
– Chciałaś coś ode mnie?
Odwdzięczyłam się wzrokiem
mówiącym, że mam go za idiotę.
– Tak, właśnie z utęsknieniem
czekałam, by choć usłyszeć twój oddech.
– Na to wskazuje twoje położenie.
– To ty masz w zwyczaju
przyklejać się do moich drzwi – wypomniałam z przekąsem niedawną sytuację,
której notabene nadal mi nie wytłumaczył.
Chłopak przekrzywił głowę.
– Widzę, że cięty język ci wrócił
– roześmiał się.
Szlag, niech piekło pochłonie
moją skłonność do rumienienia się w takich sytuacjach.
– A tobie umiejętność logicznego
myślenia nadal nie. – Sztucznie się uśmiechnęłam, po czym, wskazując należący
na kolanach laptop, wyjaśniłam: – Szukam obiecanego zasięgu.
– Lepiej spróbuj w moim pokoju –
doradził mi Ashton.
Przygryzłam wargę. W jego
rzeczowej propozycji nie było nic dziwnego, ale nagle poczułam pulsujący w
klatce piersiowej niepokój. Przez ostatnie dni tyle czasu spędzaliśmy razem,
ale mimo że de facto wspólnie mieszkaliśmy, spędzenie wieczoru z Irwinem w jego
pokoju wydawało mi się przełamaniem wszelkich barier, których wcale nie
chciałam łamać. Nawet jeśli uznawałam poprawę naszych relacji za korzystną, nie
miałam zamiaru pozwolić jej wyjść poza sferę Wielkiej Gry.
– Nie, chyba sobie poradzę.
– Jak wolisz. – Wzruszył
ramionami. – Ja i tak wychodzę, więc się nie krępuj.
Powiedziawszy to, ruszył prosto
do drzwi, a ja odprowadziłam go wzrokiem. Przez myśl przemknęło mi pytanie, co
takiego skłoniło Ashtona do wyjścia o późnej godzinie w taką pogodę, ale szybko
potrząsnęłam głową, gdyż prawdopodobna odpowiedź nie była czymś, co chciałabym
widzieć na ścianach umysłu ani sekundy dłużej. Przerzuciłam powątpiewające
spojrzenie na laptopa.
– No skarbie, nie zawiedź mnie –
wygłosiłam ze sztucznym entuzjazmem.
Władowałam aplikację i przez pół
minuty było mi dane zobaczyć ikonkę dostępności przy mojej nazwie. Kiedy
wróciła ona znowu całe pięć ciężkich wdechów później, towarzyszyło jej
powiadomienie o połączeniu. Kliknęłam przycisk odbioru, czując przyjemne ciepło
w klatce piersiowej.
– Dzwonisz tak szybko, że ktoś
mógłby pomyśleć, że dnie spędzasz na wyczekiwaniu, aż się pojawię, Ronnie –
oznajmiłam.
– Nie chciałem, żeby dziewczyny
mnie ubiegły – wyjaśnił, rzucając się na łóżko i natychmiast wstukując coś w
telefonie.
Przeskanowałam go wzrokiem. Miał
na sobie elegancką, fioletową koszulę, a jego włosy były wyjątkowo ułożone.
Uniosłam brwi.
– Nie mów, że faktycznie
poszedłeś do pracy?
– Kiedykolwiek w to wątpiłaś?
– Owszem, ale teraz alternatywą
jest to, że dałeś się namówić ciotce Jenny na randkę, a w to jeszcze ciężej
uwierzyć.
– Hej, nie obrażaj mojej rodziny.
– W końcu skupił na mnie spojrzenie. Starał się wyglądać groźnie, ale
widziałam, jak kąciki jego ust drgają. – Ciocia jest bardzo atrakcyjna jak na
swój wiek.
– Tak, zwłaszcza z górami botoksu
i rozmazaną, czerwoną szminką.
– Zawsze zastanawiałem się, co
ona robi, żeby uzyskać ten efekt. – Wzdrygnął się.
Otworzyłam usta, by przypomnieć
mu o biednym pekińczyku ciotki, kredy obraz zamigotał i zniknął. Z irytacją
uderzyłam w klawiaturę. Przez sekundę znów widziałam niebieskie ściany pokoju
brata, ale natychmiast zastąpiło je powiadomienie o braku zasięgu. Nie mogłam
nic poradzić na to, że mój wzrok od razu powędrował do drzwi obok mojego prawego
ramienia. W końcu dostałam pozwolenie, a Irwin raczej nieprędko wróci, prawda?
Niespiesznie podniosłam się na
nogi i, przeanalizowawszy wszystkie „za i przeciw", wkroczyłam do pokoju.
Będąc tu wcześniej, bardziej zajęłam się moim pieprzniętym lokatorem, dlatego
dopiero teraz mogłam dostrzec inne szczegóły. I cóż, Irwin wcale nie miał
pościeli w kwiatki. Mimo tego jakże smutnego szczegółu, od razu stwierdziłam,
że dostał mu się ten lepszy pokój. Było w nim coś przyjemnego – nazwijcie to
korzystnym feng-shui lub ładnym widokiem zza okna, ale było tu po prostu
przytulnie. Może chodziło też o niedbale rzuconą na oparcie krzesła bluzę i
pozostawione na stoliku papierosy, które sprawiały, że czuć było, iż ktoś tu
mieszka. Tak jakby Irwin na te kilka tygodni naprawdę zadomowił się w tych
czterech ścianach, podczas gdy ja czułam się wszędzie jak przechodzień, żeby
nie powiedzieć intruz. Ale jak uczynić miejsce komfortowym, kiedy za drzwiami
mieszka najmniej pożądana przez nas osoba?
Uznałam, że oparcie się o łóżko
jest idealnym rozwiązaniem, nienaruszającym przestrzeni osobistej blondyna. Co
prawda on nie wydawał się jej zbytnio potrzebować, ale to ja w tym duecie byłam
rozsądniejszą stroną. Siadając, trafiłam ręką na częściowo przykrytą kołdrą
książkę. Była otwarta. Zaskoczona podniosłam ją na wysokość oczu i odczytałam
tytuł.
„Sen nocy letniej".
Wydanie wydawało się stare.
Strony stracił swoją idealną biel, a charakterystyczny, delikatny zapach
przenosił mnie do czasów dzieciństwa, kiedy jeszcze miałam kontakt z dziadkami
od strony ojca i zimowe wieczory spędzałam w ich bibliotece. Nigdy nie byłam
wielką fanką czytania, ale dziadek Henryk uznawał to za idealny sposób
spędzania czasu dla ośmioletniej dziewczynki. Sadzał mnie w olbrzymim fotelu i
pozwalał wylosować literę, na którą miało się zaczynać nazwisko autora
przypadającej na dany dzień książki. Gustowałam w dramatach, bo mogłam wtedy
udawać, że jestem na scenie i odgrywam którąkolwiek postać, o której była mowa
w wybranych fragmentach. Mimo tego, z własnej woli nieczęsto sięgałam po taką
literaturę. Teraz nawet do głowy mi nie przyszło, by zainteresować się
przygotowywanym spektaklem, zanim dostaniemy scenariusze. Rodziło się więc
pytanie, dlaczego Johannes kazała to zrobić Irwinowi.
~.♦
.~.♦ .~
Czy tylko dla mnie czas ostatnio leci zdecydowanie szybko? :') Mogłabym przysiąc, że poprzedni rozdział wstawiłam niecały miesiąc temu.
Pliska, komentujcie, mówcie, co
myślicie, czego chcielibyście więcej, a czego mniej. Nie wiem, czy akcja tutaj
może się w jakikolwiek sposób „zagęścić", ale właśnie to planuję w
najbliższym czasie zrobić.
Trzymajcie się xx
Hej :)
OdpowiedzUsuńTen czas to faktycznie pędzi. Ciągle zabieram się za pisanie rozdziału u siebie i... jakoś nic z tego nie wychodzi :/
Do powyższego rozdziału nie mam się co przyczepić ;) Nie wiem też czego chciałabym więcej. Dobrze jest tak jak jest :)
Czekam tylko na kolejny rozdział.
Pozdrawiam!