SUPER HIPER WAŻNA, KRÓCIUTKA NOTATKA NA DOLE
I'm laughing on the
outside
Crying on the inside
'cause I'm so in love with you
Crying on the inside
'cause I'm so in love with you
Zimne krople energicznie
uderzały o moje ciało, kiedy stałam pod prysznicem. Woda
spływająca prosto na twarz powoli mnie wybudzała; wyrywała z
otępienia, w którym tkwiłam po wstaniu z łóżka. Wciąż bolała
mnie odrobinę głowa, ale tabletka najwyraźniej zaczynała działać.
Gdy poczułam, że myśli układają się w miarę jasnej kombinacji,
zakręciłam korek i zawinęłam się ręcznikiem. Byłam przekonana,
że mogłabym zostać tak, otulona miękkim materiałem, do końca
świata, ale zebrałam wszystkie pozostałe mi po wieczorze siły i
doprowadziłam się do stanu użyteczności. Motywacja jednak
porzuciła mnie w sekundzie, w której padłam na łóżko w pokoju.
Postanowiłam dać sobie dodatkowe pół godziny na dosuszenie włosów
w naturalny sposób. Zresztą, po co miałabym iść na śniadanie,
kiedy byłam pewna, że nic nie przełknę?
Gdy już, już prawie
odprężyłam wszystkie mięśnie, rozległo się pukanie do drzwi.
Odkrzyknęłam „proszę”, po czym z jęknięciem przewróciłam
się na plecy i uniosłam odrobinę do góry. O futrynę opierał się
Irwin; jedna ręka dotykała ciemnego drewna, a drugą włożył do
kieszeni. Mimo luźnej pozy, spojrzenie miał uważne i cóż, wbijał
je we mnie.
– Dzień dobry, śpiochu
– powiedział.
– Nie jestem śpiąca,
tylko martwa – odparłam, ostentacyjnie znów opadając na pościel.
Ciche parsknięcie
wyleciało z jego ust, jednak nie ruszył się z miejsca.
– Czyżby skutki
długiego imprezowania?
– Nie mam pojęcia.
Było długie? – zapytałam, szczerze ciekawa.
Kilka oddechów obiło
się o ściany pokoju, zanim do moich uszu dotarła odpowiedź.
– Dość. Lub
przeciętnie. Wróciłaś wcześniej ode mnie, w każdym razie.
– Doprawdy? –
mruknęłam.
Ziewnęłam i ostatecznie
podciągnęłam się do góry, tak, żeby usiąść i oprzeć się o
ścianę. Bose stopy na tle białej kołdry wyglądały, jakbym
faktycznie się opaliła, więc rzuciłam się szukać skarpetek,
które wcześniej gdzieś tu położyłam. Kątem oka zauważyłam,
jak Ashton kiwnął głową.
– Zgarnął cię ze
sobą Andrew – wyjaśnił.
Skopana kołdra była
czymś, z czym sobie nie radziłam. Dlaczego nie złożyłam jej od
razu po wstaniu z łóżka?
– Niewiele pamiętasz,
co? – Powoli wysnuł swoją tezę.
– Szczerze? –
Rzuciłam mu krótkie spojrzenie; wilgotne włosy opadały mi na
twarz i przesłaniały oczy. – Od pewnego momentu, wszystko się
rozmywa. Ale nie wiem, może potem po prostu wróciłam. –
Odetchnęłam i złapałam się kilku migających obrazów, na
których stałam wraz z Andrewem przy barze. – Chyba faktycznie
rozmawiałam z Andym, więc twoja wersja wydarzeń wydaje się
prawdopodobna.
Po paru chwilach
spędzonych w ciszy w końcu odnalazłam swoją zgubę. Ze zwycięskim
uśmiechem i dwoma czarnymi skarpetkami w ręce odwróciłam się do
Irwina, który pokręcił głową, poświęcając jednak więcej
uwagi wstukiwaniem czegoś na telefonie.
– Idziemy? – zapytał
w końcu, podnosząc wzrok na mnie.
– Nie, ja zostaję.
Przyjdę na zbiórkę.
Chłopak zmarszczył
brwi, ale ostatecznie rzucił „w porządku” i wyszedł, a ja
postanowiłam wykorzystać niepościelone łóżko na choćby
kilkuminutową drzemkę.
~.♦ .~.♦ .~
Gdy weszłam do naszej
sali prób, krzesła były ułożone w kole. To znaczyło, że czeka
nas „gadana” lekcja. Miejsc jednak na oko było mało – jak się
okazało, za mało o połowę, bo zostaliśmy podzieleni na dwie
grupy i kiedy jedna odbywała tu małą terapeutyczno-filozoficzną
sesję, druga zajmowała się wyznaczonym zadaniem, którego jeszcze
nie poznaliśmy. Po szybkiej kalkulacji usiadłam na jednym z
plastikowych, czarnych krzeseł. Wciąż odczuwałam skutki
wczorajszej imprezy, więc czas spędzony w klimatyzowanym
pomieszczeniu na nieruszaniu się brzmiał nad wyraz dobrze. Okazało
się, że nie wszyscy myśleli tak samo. Andy i Beth szybko dołączyli
do drugiej grupy, a Irwina nigdzie nie widziałam. Los jednak
planował dla mnie rozmowę z kimś zupełnie innym.
Nie kryłam zaskoczenia,
kiedy Katlyn usiadła na krześle tuż obok. Unikała mnie już od
kilku dni; właściwie nie rozmawiałyśmy od poranka, w którym
niemal przyłapała mnie w łóżku Ashtona. Nie miałam zamiaru
narzucać jej swojego towarzystwa na siłę, a tłumaczenie tego, co
się wtedy wydarzyło, nie miałoby sensu – już próbowałam i
każde kolejne wyjaśnienia brzmiałyby tylko gorzej. Odczułam lekką
ulgę, że dziewczyna w końcu zostawiła te sprawy za sobą.
Przez kilka chwil żadna
z nas się nie odzywała – ja, wychodząc z założenia, że to
Kate chce zacząć, a ona pewnie z powodu bycia tym, kim była.
Bawiła się własnymi palcami, zbierając słowa, które miała mi
powiedzieć.
– To głupie, żeby
jakiś chłopak stawał pomiędzy nami – odparła ostatecznie.
Zabrzmiało to jak tandetne wyznania trzynastolatek, ale miało sens.
– To nie moja sprawa, co się dzieje między tobą a Irwinem. Po
prostu, chodzi mi o to, że nie musisz mówić mi wszystkiego, ale
coś możesz mi powiedzieć. Zamiast tych kłamstw.
– W porządku –
przytaknęłam, po czym zebrałam się w sobie. – Przepraszam za
tamto.
Kate kiwnęła głową,
wciąż skupiając spojrzenie na własnych dłoniach.
– Nie rozumiem tylko,
dlaczego nie mogłaś przyznać się wtedy do tego, że coś jest
pomiędzy wami – dodała cicho.
Spojrzałam na nią z
niedowierzaniem. Czyli wracamy do punktu wyjścia.
– Może dlatego, że
nic pomiędzy nami nie ma – oznajmiłam, a potem uściśliłam: –
Na pewno nie w takim sensie, w jakim sobie wyobrażasz.
Richardson w końcu
uniosła wzrok na mnie, gwałtownie marszcząc brwi.
– Daj spokój, Amy –
żachnęła się. – Chyba powiedziałam, że nie musisz kłamać.
Nie będę cię przecież oceniać.
Wyprostowałam się,
modląc się o cierpliwość.
– Nie boję się
twojego „oceniania”, tylko próbuję być szczera. Ale ty
najwidoczniej wiesz więcej ode mnie – stwierdziłam, nie mogąc
powstrzymać się od bycia ironiczną.
Katlyn też uniosła się
na krześle i żywiołowo nabrała powietrza do płuc.
– Naprawdę usiłujesz
mi to wmówić? Po wczoraj?
– Nic ci nie wmawiam,
Kate, to ty podejrzewasz mnie o nie wiadomo co Nawet nie wiem, o co
ci chodzi – prychnęłam.
Przez kilka sekund tylko
mierzyłyśmy się spojrzeniami, a potem z twarzy dziewczyny
odpłynęły wszelkie znane mi emocje. Nigdy jeszcze nie widziałam
jej takiej pustej – bywała zawiedziona, nieśmiała, nerwowa –
zawsze obdarowywała mnie całym wachlarzem emocji, przez które
mogłabym źle się czuć. Teraz jednak patrzyła na mnie, a jej rysy
były ostre i wyblakłe jak niezapełniona kartka papieru. Zero
przekazu, który mogłabym odczytać.
– Wiesz co, jeśli tak
to ma wyglądać, to ta rozmowa nie ma sensu – powiedziała w końcu
z wyższością, na co miałam ochotę wybuchnąć bezsilnym
śmiechem.
– Tak, jeśli przyszłaś
tu po to, żeby oskarżać mnie o kłamstwa, to mogłaś się nie
wysilać.
Katlyn otworzyła usta,
ale ostatecznie podniosła się na nogi bez słowa. Patrząc na jej
plecy, kiedy kierowała się w stronę Caroline siedzącej niemal
naprzeciwko mnie, uświadomiłam sobie, że nie ma to dla mnie
znaczenia. Nasza relacja od dawna była daleko od przyjaźni – nie
rozumiałyśmy się, ona mi nie ufała, ja nie miałam ochoty tego
zmieniać. To wszystko sprawiło tylko, że poczułam zirytowanie, a
poranny ból głowy powrócił.
Jak na zawołanie do sali
weszła Johannes, w której upatrywałam nadzieję na skierowanie
mojej uwagi na inne tory. Nie każdy ją zauważył, ale szybko
zmieniła ten stan rzeczy dwoma energicznymi klaśnięciami. Po mojej
prawej stronie zapanowało nagłe zamieszanie; krzesła szurnęły po
podłodze, urwany krzyk i triumfalny śmiech poniosły się echem po
pomieszczeniu. Gdy obróciłam się w tamtą stronę, Jacob siedział
na krzywo ustawionym krzesełku, a Tom półleżał na podłodze
obok.
– Widzę, że już
podzieliście się na grupy – zauważyła pani Maria z uniesioną
brwią. – Tom, leć dołączyć do swojej.
– Dlaczego ja? To
niesprawiedliwe – zaoponował chłopak.
– Tak? Mi się wydaje,
że rozstrzygnęliście właśnie ten dylemat w bardzo dojrzały
sposób, więc pora przyjąć na klatę wynik. – Na ustach Johannes
błąkał się uśmiech, gdy Tom posłusznie, lecz z kwaśną miną
podniósł się na nogi, otrzepał spodnie i, mrucząc pod nosem,
ruszył do drzwi.
Kobieta niespiesznie zajęła swoje
miejsce i zmierzyła nas spojrzeniem.
– Możecie przyjąć, że te owacje
na początku były dla was, bo chciałam poinformować, jako że
część z was pewnie nie zdaje sobie z tego sprawy, iż jutro mijają
dwa tygodnie od rozpoczęcia Wielkiej Gry. Jedni radzą sobie lepiej,
inni odrobinę gorzej, ale dotarło do mnie mniej skarg i
niepokojących wieści niż się spodziewałam. Jestem z was dumna
i...
– Przepraszam. – Wysoki głos
przeszył powietrze, przerywając Johannes bez żadnych skrupułów.
Wszystkie spojrzenia przerzuciły się
na Caroline. Siedziała nienagannie prosto, a na twarzy miała słabo
maskowany uśmiech pełen satysfakcji, na widok którego coś
skręciło się w moim brzuchu.
– Tak, Caroline? – Nauczycielka
odezwała się cierpliwie po sekundowym zatrzymaniu.
– Nie zamierzałam tego mówić
tutaj, ale skoro już wyszedł ten temat – zaczęła. Brzmiała
jednocześnie niewinnie oraz radośnie i było jasne, że taki obrót
spraw był jak najbardziej po jej myśli. – Niestety, ja chyba
muszę zgłosić pewne zastrzeżenie co do Wielkiej Gry.
Johannes założyła nogę
na nogę.
– Tak? Może jednak
porozmawiamy o tym, gdy skończymy dzisiejsze warsztaty? –
zaproponowała.
– Oczywiście, możemy
– przytaknęła dziewczyna pospiesznie. – Ale to dość ogólny
temat i chyba wszyscy się ucieszą z wyjaśnienia moich wątpliwości.
Jak na moje oko
dziewczyna trochę za bardzo naciskała, żeby doprowadzić rozmowę
do skutku, ale na Johannes to widocznie podziałało i kobieta powoli
kiwnęła głową, uważnie przypatrując się blondynce.
– Więc, Wielka Gra
miała polegać na grze, takiej sprawiającej nam duże wyzwanie.
Wydaje mi się, że na takiej zasadzie przydzieliła nas pani w pary
i wybrała zadania, prawda? – Zaczekała, aż nauczycielka
potwierdziła. – Co więc w sytuacji, gdy ktoś nie musi już grać?
– „Nie musi już
grać” w jakim sensie?
– No, nie ma już
takiej potrzeby. Nie musi „udawać” – wyjaśniła. – Przez to
automatycznie ma większe szanse na wygraną, czyli główną rolę.
Oczywiście, nie można na to nic poradzić. Dla przykładu, nie
winię Amy za to, że zakochała się w Ashtonie, ale to
niesprawiedliwe względem reszty.
W pomieszczeniu
zapanowała nagła cisza, która nie była tylko brakiem dźwięku, a
wibrującą pułapką na wypowiedziane słowa. Zastygłam pod
kilkunastoma spojrzeniami, słysząc, jak zdanie wypowiedziane przez
Knight szamocze się w mojej głowie, odbija od ścian i trafia do
uszu siedzących tu osób. Pozostałam jedyną osobą patrzącą na
Caroline, więc mogłam podziwiać jej uśmiech samozadowolenia w
towarzystwie krwi szumiącej mi w uszach. Nie trwało to jednak
długo; zanim mój umysł zdążył przetransformować szok w
reakcję, odezwała się Johannes.
– Nie przeczę, że
brzmi to jak poważny problem, ale gra to nie tylko emocje, a
dokonywana przeze mnie ocena jest wystarczająco kompleksowa, żeby
być też sprawiedliwą – powiedziała, a jej stanowczy głos
wyciągnął mnie na powierzchnię. – Co ważniejsze, proszę cię,
panno Knight, żebyś nie wygłaszała tu deklaracji o nieswoich
uczuciach. Zostawmy to samym zaangażowanym, bo błędne asumpcje
mogą wywołać duże zamieszanie.
– Och, przepraszam, po
prostu przez ten pocałunek założyłam, że... ale racja, nie
powinnam.
Ledwo zauważyłam, jak
brwi Johannes unoszą się w górę – trudno było ją zaszokować,
ale najwidoczniej się udało – po czym skupiłam się jedynie na
Caroline.
– O czym ty bredzisz,
Knight? – zapytałam, z każdą sylabą wyrzucając z siebie
niezrozumienie i wściekłość.
– Nie musisz się
wstydzić, Amy, wieści szybko się rozchodzą – oznajmiła
sztucznym, pocieszającym tonem ze sztucznym uśmiechem przyklejonym
do jej sztucznej osoby.
– Masz na myśli
wymyślane przez ciebie plotki? – warknęłam.
Zawsze wiedziałam, że
dziewczyna jest zdolna do wszystkiego w imię wygranej. Konkurując z
nią, ja sama mogłam sięgać po wiele środków; niektóre były
całkiem uczciwe, inne zdecydowanie mniej. Nie myślałam jednak, że
wpadnie na coś takiego.
Ludzie wokół,
dotychczas uważnie przysłuchujący się wymianie zdań, zaczęli
między sobą szeptać. Poczułam, jak szmer głosów oplata mnie
kokonem, wstrzymując dopływ tlenu i oplatając tak ciasno, że
zgniatał mięśnie, których nie mogłam rozluźnić.
– Dziewczęta,
proponuję, żebyśmy wyszły na korytarz i tam wszystko wyjaśniły.
– Słowa Johannes zostały pochłonięte przez unoszące się w
powietrzu napięcie.
– Nawet jeśli byłyby
to tylko plotki, to nie ja je wymyśliłam. Usłyszałam to od Sary,
widziała was wczoraj na własne oczy. Kilku innych ludzi pewnie też.
Caroline była irytująco
pewna siebie, co poderwało mnie na nogi.
– Nie całowałam się
z Ashtonem Irwinem – powiedziałam dosadnie, na przekór dzikiemu
strachowi bulgoczącemu w moim wnętrzu.
Knight też wstała,
jakby oczekując, aż do niej podejdę. Zrobiłam dwa kroki w przód;
nie zatrzymało mnie żadne krzesło ani para rąk.
– No wiesz, wczoraj
wieczorem, na posiedzeniu u Jacka – oznajmiła.
Ujrzałam czyste
rozbawienie na jej twarzy, a potem przed oczami stanęły mi inne
obrazy. Wszystkie migotały, błyszczały zielono-fioletowym światłem
i były niewiarygodnie porwane, ale jeszcze kilka sekund temu nawet
nie wiedziałam o ich istnieniu. Zobaczyłam Beth wchodzącą do
łazienki, ceglastą ścianę i Irwina pochylającego się nade mną
zatrważająco blisko.
Panika zmroziła moje
mięśnie, krtań zacisnęła się tak mocno, że nie byłam w stanie
przełknąć śliny i to nie mogła, nie mogła być prawda.
Obrazy jednak nie znikały z mojej głowy; były podziurawione, lecz
wyraźne i nieustępliwe.
– Caroline, Amelio,
wychodzimy.
Ślepo podążyłam za
Johannes. Kobieta wyszła z sali, pospiesznie objęła wzrokiem
korytarz i zrobiła kilka kroków ku jemu prawemu odgałęzieniu.
Stanęłyśmy w trójkę, ale każdą z nas dzielił dystans co
najmniej dwóch metrów.
– Teraz was słucham.
Mimo ewidentnego
wyczekiwania w oczach nauczycielki, przez chwilę panowała cisza.
Wzięłam pierwszy wdech, który przyniósł ze sobą zapach sosen i
delikatne orzeźwienie, ale wciąż nie miałam pojęcia, co myśleć,
a co dopiero mówić.
– Właściwie
powiedziałam już wszystko, co mogłam – oznajmiła w końcu
Knight.
– Amy?
Moje nieprzytomne
spojrzenie zdecydowanie nie było wystarczające, ale powiedzenie
„Caroline może mieć rację, chyba całowałam się z Ashtonem”
przed Johannes i samą Knight wyniosłoby mnie na nowy poziom
upokorzenia. Kobieta w związku z brakiem odpowiedzi ciężko
odetchnęła i poluźniła szal przy swojej szyi, a następnie
zwróciła się do mnie:
– Dobrze, idź do
mojego gabinetu. Przyjdę za pięć minut. Caroline, wracasz ze mną
na salę i liczę, że razem z resztą zajmiesz się wyznaczonym
zadaniem, a nie bezużytecznymi rozmowami.
Szybko zostałam sama i
równie szybko znalazłam się pod wspomnianym gabinetem.
Miałam kilka minut, żeby
zebrać wszystko w sensowną całość, także dla siebie samej.
~.♦ .~.♦ .~
WAŻNE. Jeśli ktokolwiek to tu czyta, proszę o jakikolwiek znak. Uwielbiam bloggera i jeśli jest choć jedna osoba, dla której mam tu publikować, to będę to robić (choćby po to, żeby napatrzeć się na szablon), ale w innym wypadku rozważę pozostanie tylko na wattpadzie.
Naprawdę nie wiem, czy te minimalne wyświetlenia tu są nabijane przez czytelników-duchów, czy raczej po prostu zbłąkane dusze XD
Ściskam xx
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wyskrob te kilka słów, to dla mnie ogromna motywacja! ♥